Wrzesień już prawie za nami, więc chyba czas ruszyć z sekcją dziennikarską! W tym roku oprócz wersji elektronicznej, najprawdopodobniej ruszy również gazetka. Na razie zachęcamy do czytania starych postów, te nowe pojawią się już wkrótce! Chcesz dołączyć do naszego grona? Napisz do nas!
Tej nocy, jak pewnie każdemu obiło się już o uszy, zostały wręczone Nagrody Akademii Filmowej, tzw. Oscary. Niektórzy uważają tę uroczystość za niepotrzebne wydawanie pieniędzy, niektórzy sądzą, że honoruje ona nie takie film, jak trzeba itd. Inni śledzą tę "imprezę" co roku i przeżywają każdą wręczoną statuetkę. Nie będę tutaj wyrażać swoich opinii, ale Oscary to bez wątpienia ważne wydarzenie w świecie filmu, dlatego chciałam podsumować to, co, kto i za co dostał. Zatem proszę się nie nastawiać na pełną emocji, kontrowersyjną wypowiedź, a krótkie sprawdozdanko i kilka najważniejszych faktów.
Najlepszym filmem roku 2016 okazał się film "Moonlight" (o pomyłce nie ma co wspominać i tak już wszyscy słyszeli, oburzali się albo śmiali) w reżyserii pana, który nazywa się Barry Jenkins. Razem ten film zgarnął trzy statuetki. Oprócz tej, o której już wspomniałam, wygrał także w kategoriach: Najlepszy aktor drugoplanowy (Mahershala Ali) i Najlepszy scenariusz adaptowany. Filmu nie widziałam, także już zamilknę, bo jeszcze coś pomieszam. Na pewno trzeba się w najbliższym czasie wybrać do kina.
Najlepszą aktorką obwołana została Emma Stone (La la land), a najlepszym aktorem Casey Affleck (Manchester by the sea).
Jako Najlepszy reżyser wyróżniony został Damien Chazelle za musical "La la land".
Za to Oscar za Najlepszy scenariusz oryginalny postawią na półce twórcy filmu "Manchester by the sea", do którego scenariusz spisał Kenneth Lonergan.
Film "Klient" w reżyserii Asghara Farhadi zwyciężył zaś w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny. Laureat nie odebrał nagrody osobiście. Nie pojawił się na gali w ramach sprzeciwu wobec amerykańskiej polityki imigracyjnej. Wszyscy zainteresowani-poszperajcie. Nie chcę wchodzić w politykę zbyt głęboko.
Ponadto "Legion samobójców" wyróżniono na charakteryzację, "Fantastyczne zwierzęta(...)" za kostiumy, "Księgę dżungli" za efekty specjalne. Triumfował "La la land", który zdobył 6 statuetek w kategoriach: muzyka, piosenka, aktorka, zdjęcia i scenografia. Na "La la land" do kina już iść nie muszę, bo byłam i do dziś podśpiewuję sobie soundtrack.
A! No i jeszcze mój ulubiony Zwierzogród - Najlepszy film animowany.
Zapraszam wszystkich na podróż po oscarowych filmach. Może akurat coś przypadnie wam do gustu. Poszukajcie jeszcze, bo nie wymieniłam tu wszystkiego. Miłego oglądania! :)
Każdy z nas uczy się języków. I wielu z nas już w przedszkolu umiało nazwać różne zwierzątka po angielsku. Pamiętacie, jaka to frajda? To właśnie dzieci najlepiej uczą się języków i chłoną wszystko niczym gąbki. Jako nastolatkowie nie pozbawiajmy siebie tej frajdy i spróbujmy nauczyć się kilku słówek w języku innym niż angielski, hiszpański, niemiecki czy francuski. Dla wszystkich pragnących wyruszyć na tę przygodę przygotowałam kilka porad i innych fajnych rzeczy.
1. Zdecyduj się!
Mandaryński, keczua, hindi, serbsko-chorwacki, fiński, rosyjski, kaszubski... Czasem naprawdę trudno podjąć decyzję, który język ma byc twoim target language. Ten problem często pojawia się przy nauce ktoregoś z języków skandynawskich.
Pamiętaj, że nauka języka to nauka kultury nejtif spikerów, więc czóz łajzli. Pamiętaj o swoich zainteresowaniach i usuń wszystkie myśli podpowiadające ci języki, które przydadzą ci się w karierze zawodowej. Po prostu je usuń. Nauka języka to frajda, a nie inwestycja.
Która metoda nauki najlepiej do ciebie pasuje? Zazwyczaj nie jest się jednym typem ucznia, tylko kombinacją kilku. Dla przykładu: ja jestem mieszanką visual, scribble i copy learner. Wypełniajcie testy i czytajcie o tym. Dowiecie się w ten sposób, że visual lepiej uczy się z fiszek, a auditory z nagrań, wykładów i podcastów. A to naprawdę hiper-przydatne.
3. Zanurz się w bańce językowej!
Jednym słowem - immersja. Otocz się językiem jak kołderką. Słuchaj radia, czytaj gazety, zmień język swojego telefonu czy aplikacji na target language oglądaj filmy i seriale, słuchaj piosenek i drukuj ich teksty, ucz się wierszyków, czytaj książki, poznaj bajki dla dzieci... Możliwości jest nieskończenie wiele. Jedną z moich ulubionych rzeczy do robienia w wolnym czasie jest próba nazwania wszystkich otaczających mnie przedmiotów w target language (jeśli nie znam jakiegoś słówka, koniecznie sprawdzam w słowniku) i próbuję ułożyć jakieś zdania albo historyjkę. Świetny sposób do zabicia czasu na przystanku lub na nudnej lekcji. Fajnym patentem jest także prowadzenie dziennika i zapisywanie w nim, co dziś zrobiłaś/eś. Pierwszego dnia napiszesz jedno zdanie, drugiego dnia - dwa zdania itd. Piszcie swoje sposoby na zanurzenie się w języku w komentarzach.
4. Motywacja!
Znajdź kogoś, z kim będziesz mogła/mógł sie uczyć albo pogadać, załóż zeszycik...Przypominaj sobie regularnie, dlaczego chcesz się tego uczyć, poszukuj motywacji.
Czasem można ją nawet znaleźć w filmikach na jutjubie, dlatego na sam koniec podrzucam taki oto sympatyczny filmik. Powodzenia, przyszli poligloci i przyszłe poliglotki! c:
Po ponad roku oczekiwania przyszedł dzień, który jest jednym z moich ulubionych świąt w Polsce. Tak, to Tłusty Czwartek! Jak co roku, dzisiaj ludzie spędzają dzień stojąc w kolejce po pączki w Michałku jedząc swoje ulubione wyroby, najczęściej słodkie i tak jak mówi nazwa tego dnia – dość tłuste.
Jeśli nie wiecie, ten dzień jest obchodzony jako ostatni czwartek karnawału, kiedy to mamy okazję najeść się dużo (czasem nawet aż za dużo) i pozwolić sobie na kaloryczne szaleństwo przed Wielkim Postem. Co prawda, wiadomo, że teraz w czasie tego okresu nie obowiązuje nas restrekcyjna dieta, ale na szczęście nikt nie pomyślał o zlikwidowaniu wraz z tym dniem Tłustego Czwartku, który został, dzięki czemu przynajmniej ten jeden dzień w roku możemy objadać się naszymi ulubionymi łakociami.
Co ciekawe, zwyczaje „tłustego dnia” istniały już w starożytnym Rzymie, kiedy to jadło się bardzo wiele potraw, jednak nie słodkich. W Polsce zwyczaj ten sięga czasów pogaństwa, kiedy to w ten sposób świętowano nadejście wiosny, szykując wielkie uczty. Zwyczaj jedzenia pączków obowiązuje od XVI wieku, kiedy to pojawiły się pierwsze wersje tego przysmaku, jednak wyglądające i smakujące nieco inaczej niż te obecne – w środku zamiast nadzienia, znajdowały się migdały czy orzechy, potem zaczęto nadziewać je słoniną, aż w końcu zyskały swoją słodką wersję, która przyjęła się najlepiej.
Obecnie Tłusty Czwartek obchodzimy jedząc głównie pączki czy też faworki, zwane chrustem. Opcji przyrządzenia pączków jest naprawdę wiele – mnóstwo nadzień, lukier, cukier puder, posypka, można nawet pokusić się o zjedzenie donutów (ale to mało polskie, pączusie są lepsze), dlatego warto skorzystać z tej okazji – nawet jeżeli kosztuje nas to trochę stania w kolejce, już nie mówiąc o cenie. Na dodatek pewien przesąd głosi, że nie zjedzenie pączka w Tłusty Czwartek grozi pechem na cały rok, więc pamiętajcie!
A Wy? Daliście się porwać słodyczowemu szaleństwu dzisiejszego dnia?
Witaj z powrotem czytelniku. Mam do ciebie pewną prośbę. Zastanów się. Pomyśl. Przypomnij sobie co ostatnio ci się udało. Co zrobiłeś dobrze. Z czego się cieszyłeś bądź byłeś dumny. Dobra odpowiedź przy tablicy? Pochwała od mamy? Wygrane zawody? Cokolwiek. I nie chcę żebyś zaczął narzekać, że nic ci nie wychodzi.
Ludzie o wiele częściej wspominają swoje porażki. Momenty, w których się ośmieszyli. Nieciekawe sytuacje, które wpłynęły na ich niekorzyść. Takie rzeczy siedzą w zakątkach naszego mózgu dłużej niż te, z których się cieszyliśmy.
Kilka razy zastanawiałam się czy osoby które widziały moje błędy nadal je pamiętają. Sama sobie odpowiadałam. Nie. Nie pamiętają. A nawet jeśli to co z tego? Czy nie mają własnego życia, że będą siedzieć w cudzych sprawach?
Nie warto się przejmować. Nie warto długo się zastanawiać nad błędami, bo to tylko marnowanie czasu. Pamiętaj o swoich małych zwycięstwach drogi czytelniku, a dzień ci się rozjaśni.
Tak mi się zdaje.
Jest pierwsza w nocy. Pierwsza? A nie, jednak nie , właściwie to już za
kwadrans trzecia. Jak to się stało? Czas w nocy nabiera jakiegoś dziwnego
przyspieszenia. Czas spać. Tak, zdecydowanie czas spać. Ale przecież ten filmik
na YouTube... nie, nie mogę przestać.
Zanim się orientujesz, właściwie jest już ranek, a Ty umierasz,
zastanawiając się, co Cię podkusiło, aby tak zmarnować całą noc.
Jeżeli taka sytuacja kiedykolwiek Wam się przydarzyła, doskonale wiem, co
czujecie. Jeśli nie, w takim razie gratuluję.
Niestety nie znam dobrego sposobu, jak pozbyć się złego nawyku zarywania
nocy z powodu szalenie interesujących wideo na YouTube, ale jestem Wam w stanie
pomóc, aby czas zmarnowany na tym portalu nie był jednak aż tak zmarnowany.
Jak wszyscy wiemy, na tej stronce da się znaleźć naprawdę wszystko. Ale czy
jednak, zamiast szukania końca internetu, nie lepiej dowiedzieć się czegoś, czy
nauczyć się naprawdę fajnej rzeczy? Jeśli nie jesteście pewni, odpowiem za was.
Tak. Do roboty i czas odkryć naprawdę przydatne rzeczy na YT! Z pomocą
przychodzę ja, ale jestem pewna, że sami znajdziecie równie fajne rzeczy!
Prawdopodobnie nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła od kanału Radka
Kotarskiego, który od 4 lat robi popularnonaukowe filmy na YouTube, poruszające
naprawdę najróżniejsze zagadnienia. Zastanawialiście się kiedyś, skąd się
wzięło Wasze imię? Albo dlaczego pierogi ruskie tak się nazywają, skoro wcale z
Rosji nie są? Na takie pytania uzyskacie odpowiedź na kanale Radka.
Tym razem czas na coś anglojęzycznego, ale naprawdę interesującego, więc
myślę, że warto. Michael Stevens, bo tak nazywa się twórca tego kanału, porusza
praktycznie każdy temat, jaki interesuje jego samego i jego widzów, zarówno
poprzez problemy psychologiczne, czy związane ściśle z nauką, ale również
robiąc od czasu do czasu filmy o kulturze. Warto zajrzeć!
Znowu polski youtuber, który rozpoczął swoją działalność właściwie dość
niedawno, ale (co rzadkie) robi naprawdę fajne rzeczy. Jego kanał poświęcony
jest głównie kinematografii, a w swoich materiałach pokazuje między innymi
tajniki wykorzystywane w znanych produkcjach, czy też elementy
charakterystyczne dla danych reżyserów. Uwierzcie, zaciekawi nawet
niezainteresowanych filmem.
Dobra, tym razem rzecz ani trochę nie ucząca, ale na pewno ciekawa.
Poznajcie faceta, który radiowe hity jest w stanie przemienić w przeboje lat
80. czy też emo ballady w absolutnie najlepszym stylu.
Co prawda kanał trafiający w bardzo wąską grupę osób, ale jeśli kiedykolwiek
byliście zainteresowani nauką koreańskiego, ten kanał jest dla Was. Zarówno
ułatwia naukę języka, jak też pozwala dowiedzieć się przydatnych rzeczy.
Teraz bardziej coś dla ścisłowców, ale myślę, że tematy takie jak te
poruszane na tym kanale każdego mogą zaciekawić. Na dodatek filmy są dość
krótkie, przez co mamy wiele czasu na inne rzeczy, jednocześnie dowiadując się
wiele nowych rzeczy. Same korzyści, nie?
Macie problem z jakimś zagadnieniem z angielskiego? Chcecie poznać mniej
formalny język, coś, czego nie nauczycie się w szkole? A może nie wiecie jak
wymówić to jedno, konkretne słowo? Z pomocą jest w stanie przyjść ta pani,
która nie tylko wyjaśnia wątpliwość, ale jednocześnie przedstawia, jak to
wygląda w różnych angielskojęzycznych krajach i co najważniejsze – daje
przykłady w piosenkach czy filmach, co jest bardzo przydatne. Naprawdę warto
zajrzeć w trakcie nauki angielskiego!
Zarówno język angielski, jak i nasz ojczysty bywa kłopotliwy. W przypadku
wątpliwości co do języka polskiego oprócz polonistów można się udać z pytaniem
do pana profesora Bralczyka czy Miodka, ale jak się okazuje, na YouTube
znajdziemy równie wiarygodne źródło informacji – kanał Pauliny Mikuły.
Problemy, które napotyka każdy z nas, wyjaśnia właśnie ta dziewczyna, więc
myślę, że warto tam zajrzeć, aby lepiej posługiwać się rodzimym językiem.
Prawdopodobnie znalazłoby się jeszcze kilka innych kanałów, które
poleciłabym Wam, ale myślę, że lepiej, jeśli to Wy sami zaczniecie szukać
czegoś, na temat, który Was interesuje. YouTube to naprawdę ogromny portal i
można znaleźć naprawdę świetne rzeczy – wystarczy tylko chcieć. A potem nawet
zarywanie nocy przestaje być taką stratą czasu, jak nam się wydaje (:
Dzisiaj parę słów o mowie ciała. Nie zastanawialiście się czasem nad tym, że słowa to nie jedyna droga porozumienia się? Komunikację dzielimy na werbalną i niewerbalną. Mowa ciała to komunikacja niewerbalna. Ale zaraz-co to mowa ciała? Powiedzenie 'komunikacja niewerbalna' nie wystarczy. Mowa ciała to po prostu miny, gesty, to w jaki sposób stoimy, siedzimy czy chodzimy, czy nawet to w jaki sposób patrzymy się na rozmówcę. Podam wam parę przykładów-oczywiście to parę kropelek w morzu informacji na temat mowy ciała. Ale ważne jest byśmy znali podstawy, dzięki temu łatwiej nam na przykład wykryć kłamstwo. Niektórzy ludzie, np. politycy mają wyuczoną mowę ciała, dzięki czemu kontrolują swoje gesty i potrafią kształtować swój wizerunek, czy osiągać cele w kontaktach z innymi ludźmi.
1. Oczy
Jeśli osoba z którą rozmawiasz ma spuszczony wzrok, może to oznaczać, że czuje się niepewnie, coś ukrywa, bądź cię lekceważy. Jeżeli osoba unika kontaktu wzrokowego, nie patrzy ci w oczy, może to oznaczać że coś ukrywa, lecz może być ona po prostu onieśmielona, zawstydzona.
2. Dłonie
Jeśli osoba poprawia włosy, to oznacza, że czuje się niepewnie. Jeżeli dotyka nosa, oznacza że zmyśla, kłamie. Jeśli drapie się po brodzie, zastanawia się, czy podejmuje decyzję. Jeżeli rozmówca dotyka ucha, jest niezdecydowany. Jeśli zaciera ręce, spodziewa się dobrych informacji.
3.Głowa
Jeśli osoba z którą rozmawiasz, pochyla głowę w twoją stronę oznacza to, że jest zainteresowana rozmową. Jeżeli przechyla głowę swobodnie na bok, patrzy ci w oczy, chce podtrzymać rozmowę, słucha cię.
4.Stopy
Jeśli rozmówca ustawia stopy prostopadle do rozmówcy, kieruje ciało na wprost rozmówcy, jest pochłonięty rozmową i chce ją podtrzymać. Jeżeli ustawia stopy pod kątem, stoi lekko bokiem do osoby z którą rozmawia, nie jest specjalnie zainteresowany tą rozmową.
5.Ramiona
Jeśli osoba z którą rozmawiamy zakłada ręce za głowę, czuje się swobodnie, ma do nas zaufanie. Jeżeli jedno ręke opuszca w dół drugą trzyma się za łokieć tamtej, czuje się obco i niepewnie. Jeśli krzyżuje ręce na piersiach jest niezadowolona, nie zgadza się z nami.
Oczywiście to tylko parę przykładów, bo o mowie ciała są całe książki. Myślę jednak, że ta wiedza bardzo się każdemu sprzydaje. Powodzenia!
Rysowanie, a może raczej sztuka ogólnie? Pasja, która towarzyszy mi już ponad 15 lat. Nie potrafię konkretnie określić, kiedy zaczęłam rysować i co mnie do tego skłoniło, ale wiem, że sztuka pochłonęła mnie całkowicie. Czy są to suche pastele, węgiel, farby, pisaki, wycinanie, plastelina, grafika komputerowa- wszystko to jest bliższą lub dalszą formą sztuki.
Jest wiele aspektów sztuki, o których nie mam jeszcze pojęcia, ale wiele rzeczy mi się rozjaśniło przez parę lat obserwowania mnóstwa innych artystów. Tych lepszych i tych starszych, jak i tych młodszych i mniej profesjonalnych.
Najważniejszą chyba rzeczą jest fakt, iż żeby rysować ,,dobrze", trzeba... rysować, rysować i jeszcze raz rysować! Jest to trochę taka czynność, którą trzeba ,,wyrobić". Widzę to przede wszystkim teraz, kiedy patrzę na moje rysowniki sprzed 5 lat. Owszem, widzę często prace innych artystów, prace moim zdaniem o wiele lepsze od moich własnych i później, kiedy sama rysuję czuję się trochę załamana, ALE wtedy przypomina mi się chyba jedna z najlepszych rad i prawd - jeśli rysujesz, ale widzisz w tym rysunku jakieś błędy, niedoskonałości...to świetnie, gdyż oznacza to, że twoje oko się polepszyło w uchwycaniu szczegółów, jeszcze tylko twoja ręka musi się dociągnąć (:
ćwiczenia dla użytkowników ołówków mechanicznych^^
Nigdy, przenigdy nie porównuj się do innych artystów, nie patrz przez pryzmat ,,oni są ode mnie młodsi, więc mając więcej doświadczenia powinienem/powinnam rysować lepiej", gdyż to wcale tak nie działa. Sztuka tak samo jak np. sport, jest nieprzewidywalna, niezależna. Nie ma sensu się porównywać z innymi. Poza tym nigdy nie wiadomo przez co przeszli tamci artyści. Być może siedzieli godzinami po nocach, żeby być na takim poziomie, na jakim są teraz.
Nie bój się używać tzw. ,,reference". Wiele osób tkwi w przekonaniu, że nie powinno używać się żadnych pomocniczych zdjęć lub innych tego typu rzeczy, bo wtedy powstały rysunek nie jest sztuką tylko kopią. Tego typu założenie jest całkowicie bezpodstawne. W jaki inny sposób w takim razie można się nauczyć np. anatomii, jeśli nie przez wpierw ,,kopiowanie" oryginału (człowieka), a później stopniowym zapamiętywaniu detali. Dobrze jest też szukać inspiracji i ,,pomocy" w życiu codziennym. Poobserwuj czasami ludzi w tramwaju, bądź kolegów z klasy. Kiedy się tak przypatrzysz z łatwością możesz zauważyć np. w sposób w jaki uginają się łokcie lub ułożenie kaptura bluzy. Pomocne jest też oglądanie dynamicznych czynności (np. sportów).
Jeśli chcesz w jakiś sposób zmienić, ulepszyć swój styl rysowania, skup się najpierw na poprawnym, realistycznym odzwierciedlaniu, dopiero później udoskonalaj styl bardziej ,,sketchowy". Wtedy będziesz mieć pewność, iż nie okaże się nagle, że np. jedno oko postaci jest zbyt wysoko.
Jednakże, styl bardziej ,,sketchowy" jest wspaniałą zabawą i uwielbia go duża część artystów. Jest gigantyczna gama różnych cech, którymi każdy z nich się charakteryzuje. Niektóre są bardziej dokładne, oczy są w miarę proporcjonalne w stosunku do twarzy. Inne wyolbrzymiają niektóre cechy w kreskówkowy sposób. Jeszcze inne są podręcznikowym przykładem ,,aesthetic™". Z pewnością jednak styl każdego artysty jest oryginalny na swój sposób. (The last but not least) Bardzo dobrze jest oglądać wszelakie filmy animowane, streamy online itp., itd. Czy jest to anime, film Disney'a, Studia Ghibli, nikomu nieznanego animatora - od każdego można się czegoś nauczyć. Polecam obejrzeć sobie na Vimeo krótkie filmy animowane studentów szkoły ,,Calarts". Są naprawdę inspirujące!
Artyści, jak wszyscy ludzie, potrzebują czasami pomocy. Być może macie problem z anatomią...albo nie wiecie jak się zabrać za rysowanie za pomocą tableta graficznego? Odpowiedzi na wiele pytań znajdziecie na poniższych stronach.
Jeśli rysujecie za pomocą tableta graficznego, na pewno nie raz spotkała Was sytuacja, kiedy to chcieliście dodać światło lub cień, ale nie mogliście znaleźć odpowiedniego odcienia danej barwy. Na tej stronie po wybraniu dowolnego koloru pokaże Wam się zestawienie odcieni jaśniejszych jak i ciemniejszych.
Wpadliście właśnie na pomysł genialnego OC, już je macie przed oczami, ale nagle...nie wiecie w jakich kolorach powinno być? Czy ten odcień żółtego będzie pasować do pastelowego niebieskiego? Powyższa strona pokazuje ,,randomowe" palety pasujących do siebie kolorów.
Odwieczny problem - ,,W jakiej pozie, innej niż stojącej, zwróconej 3/4 twarzą powinnam/powinienem narysować moją postać?" Na tej stronie dzięki modelom 3D bez problemu można znaleźć dosłownie dowolną pozę.
Wielkimi krokami zbliża się Tłusty Czwartek. Obchodzimy go w Polsce, dla przypomnienia. ;-) Pączki, pączki, chrust... Jednak w Anglii obchodzi się Dzień Naleśnika (Pancake Day) - w dzień zwany Shrove Tuesday, czyli we wtorek poprzedzający Środę Popielcową.
W tym dniu tradycją są tak zwane "biegi z patelniami". Uczestnicy muszą zmierzyć się z trasą od Rynku do kościoła w biegu, równocześnie podrzucając naleśniki tak, aby się obróciły. Osoba, która jako pierwsza dobiegnie do kościoła i poczęstuje przysmakiem dzwonnika, wygrywa tę zabawę.
Zwyczaj ten zapoczątkowała kiedyś nieświadomie pewna kobieta. Smażyła ona naleśniki i nagle dzwony kościelne uświadomiły jej, że już czas, aby udać się na nabożeństwo pokutne. Pobiegła więc szybko do kościoła, cały czas trzymając w rękach patelnię.
Co za historia! :-) To tyle o tym dniu z mojej strony. A Wy lubicie jeść naleśniki i pączki? Piszcie!
Trzymajcie się ciepło! Już wkrótce kolejny post. Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie, już prawie wiosennie. :-)
Miłość wokół nas, pary trzymające się za ręce, wręczające sobie prezenty, spędzające razem czas.
Czyż to nie piękne?
Dla niektórych owszem. Jednak oczywiście są też Ci, którzy mają tego wszystkiego po prostu dosyć. Zależy jak się na to patrzy i nie przeczę, nie dziwię się, że od tak już przesłodzonego serduszkami dnia może się zrobić aż duszno.
Ale to taki jeden jedyny dzień w roku, kiedy przesada zamienia się też w coś uroczego i przemiłego.
trochę obciachowe, być może nawet cliché, ale wciąż "przesłodkie"
Tego dnia najczęściej ludzi obdarowują czekoladkami swoje ,tak zwane, "drugie połówki", jednakże 14. lutego jest też wspaniałą okazją by zrobić coś nader miłego dla swojego przyjaciela, mamy czy brata, bo przecież oni też należą do kochanych przez nas osób. Walentynki są świętem zakochanych, a typów miłości jest wiele! Tym, co sprawia, że Dzień św. Walentego jest taki niezwykły, jest właśnie to, że możemy go spędzić z tak naprawdę każdą osobą, do której żywimy głębokie uczucie miłości. I
I tutaj zaczyna się problem.
"Dlaczego to tego 14. lutego mamy spędzać dzień z ukochanymi? Powinniśmy to robić codziennie."
Nie da się z tym nie zgodzić, prawda?
>>tutaj wskakuję w obronie walentynek<<
Dodajmy do naszego życia trochę zabawy! Walentynki to zabawa! Pretekst, żeby zrobić coś śmiesznego albo coś romantycznego czy uroczego. Trudno jest być perfekcyjną córką lub perfekcyjnym mężem, lub perfekcyjną przyjaciółką każdego dnia. Praca i szkoła często uniemożliwiają nam to, nie mamy zwyczajnie czasu. W Walentynki możemy olać wszystko (no prawie wszystko, w każdym razie), by spotkać się z kimś, kogo kochamy! Ludzie zjeżdżają się z dwój krańców kraju albo nawet świata, by być razem. Ten Dzień Zakochanych jest takim impulsem i może pomóc, kiedy czujemy, że oddalamy się od siebie. Tacy są chyba już po prostu ludzie.
Może i jest to czasami kiczowate święto, ale nadal daje nam przecież tyle uśmiechu.
To jest moim cudowne, te uśmiechy, na które dzięki Walentynkom możemy sobie pozwolić w zasadzie bez powodu, bo przecież miłość nie trwa tylko przez ten jeden dzień, a jest w ciągu niego tylko podkreślana.
CIEKAWOSTKI Z AZJI
W Japonii istnieje zwyczaj, który mówi, że w Walentynki prezenty dają kobiety. Zazwyczaj jest to pudełko czekoladek, będące podarunkiem nie tylko dla osób, z którymi wiążą je silne więzi, ale także dla mężczyzn, którym są za coś przykładowo wdzięczne. Teraz, drogie panie, proszę się nie obruszać, bo Wam też wręczane są prezenty c: , tylko innego dnia. W Biały Dzień, miesiąc po Dniu św. Walentego, to pora chłopców na przygotowanie czegoś dla dziewczyn. Jest tylko jedna zasada: musi to być białe (albo przynajmniej w jasnych kolorach). Biała czekolada, białe kwiaty, biżuteria, kartki rozdawane są przez mężczyzn nie tylko w Japonii, ale też w Korei Płd., Chinach, Wietnamie i na Tajwanie. Tego dnia popularne są także pianki, dlatego 14. marca nazywany jest też Dniem Pianki.
Przeciwieństwem walentynek i Białego Dnia jest Czarny Dzień.
Głównie obchodzi się go w Korei Południowej 14. kwietnia. Osoby, które nie dostały w poprzednich miesiącach podarunku, zazwyczaj spotykają i jedzą wspólnie jajangmyeon, makaron z pastą z czarnej fasoli. Kiedy zawiedzeni Koreańczycy, spotykają się tego właśnie dnia, by razem się może jakoś wesprzeć, zamawiają to popularne i tanie danie. Z czasem stało się to już tradycją.
Bardzo ciekawe jest też to, że w Korei Południowej praktycznie co miesiąc jest jakieś święto związane z miłością. Nie są one oczywiście tak popualarne, jak Walentynki czy Biały Dzień, ale nadal mogą być dobrym pomysłem na dodanie trochę koloru zwykłym dniom. Jeżeli Cię to Ciekawi to tutaj jest link do ich opisów.
Sobota, godzina dziewiąta. Budzisz się, przeciągasz, zaglądasz za okno, a tam słoneczko. Z zaskoczeniem odkrywasz, że masz dziś wyjątkowo dobry humor, a wszystko dookoła śpiewa i gra. Czyżby to właśnie miał być ten dzień? Spoglądasz na stertę kolorowych zeszytów i podręczników na biurku oraz listę projektów do wykonania. Czy to dziś? Po raz drugi patrzysz na zegarek i wpadasz na pomysł policzenia godzin, które możesz dziś potencjalnie pożytecznie wykorzystać. Raz, dwa…
Tak! To właśnie dzisiaj! Zerwiesz się rano, zjesz pyszne, turbozdrowe śniadanie, wskoczysz w dzienne ubranka i zabierzesz się do roboty - będziesz miał niezwykle produktywny dzień! Ah, nie ma nic lepszego, jak uczucie, że ma się swoje życie w końcu pod kontrolą…
Przypominasz sobie o tym poranku o godzinie dziewiętnastej tego samego dnia, wciąż w piżamie, na swoim łóżku, z paczką chipsów i laptopem.
Chyba coś poszło nie tak. Ale co?
Jeszcze raz spoglądasz w stronę książek. Gdzie się podziała cała ta motywacja z rana?
Dziś przedstawiam ci pięć kroków, które pomogą ci złapać ją za ogon, zanim ucieknie i osiągnąć twój cel!
Ah, elektronika!
No jasne! Wszystko zaczęło się od tego, że chciałeś tylko sprawdzić, co słychać u znajomych, a skończyłeś śmiejąc się z następnego głupiego mema na Tumblr. Jak zwykle.
Dlatego pierwszym i najważniejszym krokiem do podjęcia w sprawie produktywnego dnia jest zasada: żadnych dekoncentratorów! Skup się na celu i do niego dąż. Pod żadnym pozorem nie wolno ci się rozpraszać. Wycisz telefon, odłóż go w niedostępne miejsce. Prawdopodobnie nie będziesz go potrzebował. Powiedz sobie “nie”. Umiesz, prawda?
Jeżeli jednak mimo wszystko przyłapiesz się na przeglądaniu Twittera zamiast podręcznika od historii, spokojnie odlicz do trzech. Trzy, dwa… Jeden! Jak najszybciej pozbądź się tego, co cię rozprasza, i powróć do swoich zadań. Brzmi głupio? Jest zadziwiająco efektywne.
2. Sporządź listę
Co tak właściwie masz dziś do zrobienia? Zacznij od wypisania wszystkich rzeczy, za które chcesz się dziś zabrać. Jeżeli wszystkie te sprawy będziesz miał tylko w głowie, skończy się na chaosie i poczuciu nieuporządkowania, no i o wiele trudniej będzie ci pilnować tego, czym masz się właściwie zajmować.
Bardzo ważne: upewnij się, że wiesz dokładnie, jak wykonać każde z zadań wypisanych przez ciebie. Mogę się założyć, że jeżeli podczas realizowania swojego planu dnia natrafisz na zbyt ogólnie przedstawioną czynność, np. “projekt z francuskiego”, zablokuje to całą resztę twoich działań. Rozbij duże zadanie na kilka mniejszych, np. “zebrać materiały”, “przygotować prezentację”, “ułożyć krzyżówkę”. Dla przyszłego ciebie wszystko stanie się o wiele jaśniejsze i pójdzie ci o niebo łatwiej, jeśli będziesz miał dokładnie powiedziane, co masz zrobić!
3. Zarządź kolejność
No dobrze, skoro już wiesz, czym chciałbyś się dzisiaj zająć, zastanów się teraz, w jakiej kolejności. Z doświadczenia wiadomo powszechnie, że “najpierw praca, potem zabawa”, ale w praktyce dla wielu osób mało zachęcająca jest perspektywa ślęczenia nad książkami przez sześć godzin. Z drugiej strony zaczynanie od rzeczy zbyt prostych i przyjemnych może się okazać niezmiernie wciągające, przez co pod koniec dnia może się okazać, że nie zrobiliśmy nic szczególnego.
Z której strony więc to ugryźć? Z pomocą przychodzi nam tabelka ważne-pilne. Jest to tabelka z dwoma kolumnami: po lewej będziemy wypisywać rzeczy pilne, a po prawej te, które mogą poczekać; oraz z dwoma wierszami: na górze zadania ważne, na dole te trochę mniej.
Kiedy już zadecydujesz stopień wagi i pilności każdego ze swoich zadań, kolejność sama ci się ułoży: Na początku powinieneś zabrać się za rzeczy równie ważne, co pilne, zaplanować na później wykonanie czynności ważnych, lecz niepilnych, a do pozostałych pilnych rzeczy poprosić kogoś o pomoc. Jeżeli jest to niemożliwe, możesz wykonać je samodzielnie, ale w drugiej kolejności, przed tymi tylko ważnymi. Zadania, które nie okazują się ani pilne, ani ważne, najlepiej po prostu odpuścić, chyba, że mają służyć czystej rozrywce - wtedy odłóż je do osobnej kategorii.
4. Przerwa! Technika pomodoro
Ale kto wytrzymałby kilka godzin czystych obowiązków?! Zaplanuj kilka chwil dla wytchnienia!
Technika pomodoro polega na tym, żeby zajmować się jedną, wymagającą intelektualnie czynnością przez 25 minut skupiając się tylko i wyłącznie na niej, a następnie wziąć pięciominutową przerwę. Po półgodzinnym “pomidorze” powracamy do pracy i powtarzamy tą samą procedurę w kółko, aż nie ukończymy zadania. Po czterech pomidorach przerwa powinna trwać dłużej, od 15 minut do pół godziny.
Najlepiej więc w swojej liście uwzględnić czas na odmóżdżenie. Doskonale nadaje się do tego jedna z czynności, którą wcześniej wrzuciliśmy do koszyka z przyjemnościami. Choć naturalnie w pięć minut raczej nie upieczesz ciasteczek ani nie zagrasz w grę, to możesz przynajmniej zrobić sobie pyszną i zdrową przekąskę, potańczyć, odkurzyć salon lub wykonać kilka ćwiczeń. Bardzo ważne jest to, aby wstać i trochę się poruszać.
5. Pogratuluj sobie!
Udało ci się wykonać jedno ze swoich zadań? Brawo ty! Pogratuluj sobie, poklep się po plecach i powiedz sobie “dobra robota, stary”. Fizycznie skreśl zadanie z listy - masz je już za sobą! Jesteś o krok zbliżej do osiągnięcia swojego celu, a to wyczyn.
Jeżeli chcesz, zapisz obok godzinę, o której wypełniłeś zadanie. To pomoże ci później ocenić, ile czasu zajmuje poszczególna czynność i dzięki temu będziesz mógł je lepiej zaplanować w przyszłości.
I przede wszystkim - ruszaj dupsko! Lista zadań, którą masz przed sobą, to lista małych kroczków. Pojedynczo, po kolei, przeprowadzą cię one przez twój produktywny dzień i nie będziesz już musiał użalać się nad sobą i swoim brakiem ogarniętego życia. Dla chcącego nic trudnego!
Od stuleci niebo
fascynowało człowieka. Pierwotnie myślano, że poza ziemią niczego nie ma a ta
niebieska powierzchnia nad głowami jest tylko do „ozdoby”. Po odkryciu
kolejnych planet, przełomie kopernikańskim czy powstaniu teleskopu człowiek
coraz bardziej zaczął interesować się kosmosem a następnie go penetrować.
Na samym początku
odbywały się loty bezzałogowe. Pierwszym wysłanym obiektem w kosmos została
osiemdziesięcio kilogramowa satelita, która po niecałym roku działania spaliła
się w przestrzeni kosmicznej.
Dziesięć lat
wcześniej w przestrzeń kosmiczną został
wysłany pierwszy żywy organizm. Muszka owocówka. Lot ten był tylko lotem
sprawdzającym jak na organizmy będą działały siły przeciążenia. Choć w trakcie
lotu odbyły się malutkie problemy, muszka wyszła z tego bez szwanku.
Jednak chyba
najbardziej znanym zwierzęciem w kosmosie była Łajka. Suczka wysłana przez
Związek Radziecki w 1957 roku. Została wysłana ona na orbitę okołoziemską i tam
też po niedługim czasie zmarła. Początkowo utrzymywano że zmarła z bólu po
dziesięciu dniach. Jednak w 2002 roku przez dochodzenie dowiedziano się, że jej
śmierć od początku była pewna, rzeczywistym powodem śmierci był stres oraz
przegrzanie w 40 stopniach Celsiusza.
Przez kolejne lata
podróże kosmiczne odbywały się coraz częściej i z coraz lepszymi skutkami.
Nowym przełomem
było lądowanie na księżycu Amerykańskich astronautów.
16 lipca 1969 roku
rakieta Apollo 11 odpaliła silniki. Na jej pokładzie znaleźli się trzej wybitni
astronauci. Trzej piloci Michael Collins i Buzz Aldrin oraz ich dowódca Neil
Armstrong. Pięć dni później dolecieli na ten Srebrny Glob a pierwszy krok i słowa
Armstronga na zawsze pozostaną w pamięci ludzi. „To mały krok dla człowieka,
ale wielki skok dla ludzkości.”
Teraz nasze pokolenie zajmuje się
eksplorowaniem kosmosu. Latamy coraz dalej, odkrywając coraz to nowe planety
czy gwiazdy. Kosmos, choć jeszcze nie odkryty, staje przed nami otworem. Nie
zmarnujmy tej okazji.
Dzisiaj wracamy do tematu harcerstwa, ale już nie tego, które działa na Wyspach Brytyjskich. Przyjrzyjmy się temu, jak przygoda z harcerstwem zaczęła się u nas. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do czytania i poznania tej krótkiej historii.
Wieści o czymś takim jak "skauting" zaczęły do Polski docierać już na początku XX wieku. Sposób na wychowanie młodzieży zaproponowany przez Powella okazał się atrakcyjny przede wszystkim dla organizacji niepodległościowych, takich jak: "Zarzewie", "Sokół" czy "Eleusis". To właśnie działacz pierwszej z wymienionych organizacji stał się "ojcem założycielem polskiego harcerstwa". Mowa o Andrzeju Małkowskim. Oto on:
Stanął on twarzą w twarz z powellowskimi ideami, kiedy w ramach kary wymierzonej za spóźnienie musiał przetłumaczyć jego książkę "Scouting for boys". Zainspirowanymi przedstawionymi w owej lekturze pomysłami Małkowski zorganizował pierwszy kurs skautowy w 1911 r., a zaraz potem wydał rozkaz, w którym powołał do działania pierwsze cztery lwowskie drużyny skautowe. Dwa lata później pierwsza polska reprezentacja udała się na zlot skautów w Birmingham.
Harcerstwo rozpowszechniło się we wszystkich zaborach. W zaborze austriackim powstało Związkowe Naczelnictwo Skautowe, w zaborze rosyjskim nielegalna Naczelna Komenda Skautowa, a w pruskim pierwsze (działające nielegalnie) drużyny skautowe tworzyły się w Poznaniu.
Redagowano także czasopismo pt. "Skaut".
Nie można zapomnieć, że wśród pierwszych czterech drużyn harcerskich znalazła się również jedna drużyna żeńska stworzona przez żonę Małkowskiego - Olgę Drahonowską-Małkowską, która wyglądała tak:
Tak to się rozwijało i rozwija się nadal i niech rozwija się bez końca.
Ferie niestety dobiegają końca, więc chciałam się z wami podzielić moimi zimowymi przygodami. Niestety, nie będę opowiadać o ekscytujących zjazdach na stoku ani o super wycieczkach na lodowisko. Trafiliście na posta o... sprzątaniu.
Zanim zaczniecie buczeć, pozwólcie mi napisać, że nie mówię o jakimś nudnym ścieraniu kurzy czy myciu sedesów. Nie, nie! :) Mówię o sprzątaniu przez duże "s", a mianowicie o tzw. Konmari Way, metodzie opracowanej przez Marie Kondo, japonkę, uznawaną za najczystszą i najlepiej zorganizowaną kobietę w galaktyce.
Oto Marie Kondo a.k.a. bogini sprzątania.
A to jej książka, w której wszystko, o czym tu wspomniałam, jest przepięknie wytłumaczone.
Na czym polega Konmari Way?
Celem tej metody jest pozbycie się z naszej przestrzeni funkcjonowania wszystkich rzeczy, które nie spełniają żadnej ważnej roli w naszej życiu, ani nie wywołują u nas radości (ang. "spark joy" - przyzwyczajcie się do tego terminu, jest on nagminnie używany) oraz na pozostawieniu i zorganizowaniu w odpowiedni sposób całej reszty, która jest nam potrzebna, użyteczna i te radość wywołuje. Brzmi prosto? I dobrze, bo właśnie o to chodzi.
Konmari Way jest metodą ubóstwianą przez minimalistów, gdyż spełnia wszelkie założenia tego otóż lajfstajlu. ale może o tym napisze posta później.
Krok pierwszy: Marie Kondo mówi, aby przed przystąpieniem do sprzątania, które staje się pewnego rodzaju rytuałem, swoje rzeczy należy pogrupować na kategorie. Oto jak wyglądała moja lista, kiedy przystępowałam do sprzątania:
ubrania
książki
papiery (tj. szkolne rzeczy, stare dyplomy i reszta makulatury)
stare zabawki (tj. puzzle, gry, maskotki i inne duperele)
Tak to wyglądało u mnie, ale pamiętajcie, że u każdego ta lista wygląda inaczej. Podstawową zasadą w czasie sporządzania tej listy jest to, że NIE kategoryzować rzeczy wg ich miejsca zamieszkania. Dlatego należy wystrzegać się określeń typu "szafa", "biurko", "strych", "piwnica" czy "regał". Takim słowom dziękujemy, bo w żaden sposób nam nie pomogą.
Krok drugi: Po pogrupowaniu rzeczy, przystępujemy do sprzątania, kategoria po kategorii. Jak to należy robić? Przedstawię wam to na przykładzie ubrań, bo ten dział każdego z nas dotyczy.
Sporządź listę pytań pomocniczych. Są to pytania, które pomogą ci w czasie decydowania, czy chcesz zachować, czy pozbyć się danej rzeczy. W przypadku ubrań, zastanów się, jakie ubrania chcesz nosić i zgodnie ze swoim celem ułóż pytania, np. "Czy dobrze się w tym czuję?", "Czy pasuje do mojej palety kolorystycznej?", "Czy ubrałam/em to w ciagu ostatniego roku?", "Czy dobrze na mnie leży?", "Czy pasuje do innych ubrań?" itp. itd. Pytania dla każdego mogą być inne.
Znajdź wszystkie swoje ubrania w swoim domu i rzuć je na jedną wielką kupę, np. na środku swojego pokoju. I nie zapomnij o płaszczu, kurtce, rzeczach w praniu, rękawiczkach i butach. Wszystkie ubrania to wszystkie ubrania. Wiem, że taki widok może być nieco przytłaczający, ale nie martw się. Włącz jakiś fajny podkład muzyczny i idź dalej.
Wszystkie ubrania podziel znów na kategorie, np. koszulki, swetry, bluzy, spodnie, bielizna itd. Pomoże ci to w lekkim ogarnięciu ubrań i poczujesz, że kontrolujesz cały ten mess.
Przystępujemy do najbardziej pracochłonnego i najtrudniejszego kroku! *fanfary* Teraz zacznij od którejś z kategorii, weź pierwszą koszulkę z brzegu i trzymając ją w rękach zadaj sobie pytania, które przygotowałaś/eś w punkcie 1. Jeśli ubranie nie spełnia wymagań, dlaczego je wciąż trzymasz? Nie ma to sensu prawda? Prowadzi nas to do kolejnego punktu.
Rzeczy, które odpowiedziały "nie" odłóż do wora, który potem wyniesiesz do Czerwonego Krzyża czy do śmieci, jeśli jest zniszczone. Nie zapomnij podziękować swoim ubraniom zanim je odeślesz i powiedzieć im "papa". Przecież służyły ci przez jakiś czas, jak najbardziej nie jest to dziwne.
Jeśli powiedziałaś/eś rzeczom "tak", to super! Yay! Odłóż je na na osobną kupkę, a potem je poskładasz zgodnie z Konmari Way. Poniżej filmik pomocniczy!
Ciesz się i pogratuluj sobie! Skończyłaś/eś sprzątać jedną z kategorii, a twoje życie stało się o ułamek łatwiejsze i lepiej zorganizowane. Zjedz dobry podwieczorek, napij się herbatki, przeczytaj kolejny rozdział książki, zrób coś z przyjaciółmi. Dobra robota!!! :)
Dlaczego warto wypróbować Konmari Way?
gdyż jest okazją do pozbycia się wszystkich niepotrzebnych rzeczy, które tak naprawdę są jedną z głównych przyczyn Wiecznego Bałaganu w Pokoju™.
dlatego, że teraz jesteś otoczona/y rzeczami, które lubisz i są potrzebne.
ponieważ wiesz, co tak naprawdę w domu masz. Jest to naprawdę miłe uczucie.
bo sprawia, że czujesz, iż twoje życie jest ogarnięte, a Wieczny Bałagan w Pokoju™ da się obalić.
dlatego, że oszczędzasz mnóstwo czasu, kiedy wiesz, gdzie co jest.
gdyż jest krokiem w stronę minimalizmu, a to bardzo teraz modne.
ponieważ pomoże ci ułożyć ubrania w szufladach w niezwykle uroczy sposób.
bo dlaczego nie?
Wszystkich gorąco zachęcam do spróbowania tej metody, nawet jeśli po pierwszym dniu można się zniechęcić. Poniżej zamieszczę trochę linków do filmików i stron, które bardzo mi pomogły, kiedy sama sprzątałam wg Konmari Way. Trzymam za was kciuki na podążaniu śladami Marie Kondo i uściski!
Jest początek lutego. Dzieci i młodzież w województwie małopolskim od ponad tygodnia cieszą się już zimowymi feriami, a wiele z nich wyjeżdża na wycieczki lokalnie lub za granicę, zazwyczaj zatrzymując się przy tym w hotelach. W momencie, gdy zmęczeni podróżą stajemy w końcu u progu naszego nowego mieszkania na czas pobytu w nieznanym mieście, naszym oczom ukazuje się baner z nazwą lokalu i tajemniczymi gwiazdkami.
Powszechne ich zastosowanie jest większości znane - im więcej gwiazdek w skali 1-5, tym wyższy standard, a wraz z nim i cena pobytu. Jednak czy istnieją jakieś światowe normy określające kryteria, według których hotelowi można przyznać konkretną ilość gwiazdek?
Jak się okazuje, odpowiedzią na powyższe pytanie jest nie! W każdym kraju obowiązują odrębne zasady i skale określające standard hotelu, a w niektórych nawet nie istnieje coś takiego, jak “gwiazdki” - klasyfikacji nie stosuje się na ogół w Skandynawii, a w Anglii i Francji jest ona dobrowolna. Pewien stopień ujednolicenia stopniowo pojawia się jednak w reszcie Europy, którego to zadania podjęła się organizacja HOTREC. Jak dotąd 15 krajów na naszym kontynencie przyjęło mniej lub bardziej identyczne kryteria oceniania obiektów hotelowych. W Polsce zajmuje się tym wszystkim ministerstwo turystyki.
Wszyscy dobrze wiemy, że aby wygodnie pomieszkać w nowym mieście, najlepiej zatrzymać się w hotelu o klasie minimum trzygwiazdkowej - w opinii publicznej wszystkie obiekty poniżej tego standardu nie są ani trochę komfortowe i najprawdopodobniej są zakurzone i śmierdzą. Jednakże tak wcale nie musi być. Po zgłębieniu wymogów, jakie muszą być spełniane przez hotele w naszym kraju, okazuje się, że hotele jednogwiazdkowe nie są i nie mają być obskurne - wręcz przeciwnie. Różnica pomiędzy hotelem jednogwiazdkowym a, dajmy na to, trzygwiazdkowym, tak naprawdę polega w większości na wyposażeniu pokoju i zakresie oferowanych usług. Dlatego lokale o tej klasie często właściwie mogą być całkiem wygodne, a do tego pobyt w takowych oferowany jest w przystępnej cenie, pozwalającej podróżować ekonomicznie.
Wymogi: Hotel jednogwiazdkowy
Niektórym może wydawać się to oczywiste, ale żeby obiekt hotelarski w ogóle mógł być zarejestrowany jako hotel lub motel, musi posiadać minimum 10 jednostek mieszkalnych, w większości jedno- i dwuosobowych. Wejście do hotelu, do recepcji, powinno być wyodrębnione i możemy spodziewać się miejsca postojowego na czas naszego przyjazdu i odjazdu oraz miejsca parkingowego, strzeżonego.
W całym obiekcie musi działać wentylacja mechaniczna lub grawitacyjna, ciepła i zimna woda, odpowiednie oświetlenie przez całą dobę oraz ogrzewanie. Jako goście musimy mieć dostęp do telefonu i/lub faksu w recepcji, a także możliwość oglądania telewizji i słuchania radia - jeżeli nie za pomocą telewizorów w pokojach, to w innym miejscu ogólnodostępnym, choćby w recepcji, także zawsze będziemy na bieżąco ze światem.
Jeżeli obiekt posiada więcej niż cztery piętra, to musi znajdować się w nim winda. Przy części ogólnodostępnej znajdziemy dobrze wyposażone WC, powierzchnia recepcji może wynosić choćby 10 metrów kwadratowych, a pokoje zaczynają się od 8. Jeżeli w jednostce mieszkalnej ma być miejsce dla więcej niż czterech osób, to jego powierzchnia ma wynosić 16 metrów kwadratowych plus 4 na każdą dodatkową osobę.
W pokoju na pewno znajdziemy podstawowe wyposażenie takie, jak łóżko, nocny stolik lub półkę (po jednej na każde miejsce do spania), szafę lub wnękę garderobianą z co najmniej trzema wieszakami na osobę, a także biurko lub stół.z meblem do siedzenia (po jednym na osobę, ale nie mniej niż dwa na pokój). Nie ma żadnych wytycznych dotyczących dekoracji w hotelach o najniższym standardzie, ale możemy mieć pewność, że mieszkając w takim pokoju przeglądniemy się w lustrze, przejdziemy w skarpetkach po dywaniku, skorzystamy z hotelowego kubeczka, wyrzucimy śmieci, zasłonimy firanki i powiesimy kurtkę na kołku czy też wieszaku ściennym. Od razu robi się przytulniej, prawda?
Jest jeszcze coś - według wymagań, przy naszym miejscu do spania musi znajdować się lampka “umożliwiająca czytanie w pozycji leżącej”, a my musimy mieć dostęp do co najmniej jednego wolnego gniazdka elektrycznego. Łazienka może być osobna i dostępna dla kilku pokoi.
W każdym takim lokalu dostępne są usługi takie jak budzenie, podawanie śniadań, przechowanie bagażu, pieniędzy i wartościowych przedmiotów, a w hotelach powyżej 50 jednostek mieszkalnych musi być możliwa płatność kartą. Muszą być nam zapewnione ciepłe napoje, na przykład kawa w automacie lub herbata w pokoju. Nasze mieszkanie będzie sprzątane codziennie lub na nasze życzenie, a pościel i ręczniki (które również będziemy mieć zapewnione) będą wymieniane co trzy dni lub kiedy będziemy tego chcieli.
Jak widać, hotel jednogwiazdkowy nie musi nam się kojarzyć z obskurną, zimną kamienicą z brudnymi prześcieradłami i zapyziałymi kątami. Może i nie jest to miejsce,
w którym urządzimy wesele, konferencję prasową lub urodziny dziecka, ale z pewnością wystarczy przeciętnemu podróżnikowi do zatrzymania się na noc lub dwie w zwiedzanym mieście.