Reaktywacja

Wrzesień już prawie za nami, więc chyba czas ruszyć z sekcją dziennikarską! W tym roku oprócz wersji elektronicznej, najprawdopodobniej ruszy również gazetka.
Na razie zachęcamy do czytania starych postów, te nowe pojawią się już wkrótce!
Chcesz dołączyć do naszego grona? Napisz do nas!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zosia Tchórz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zosia Tchórz. Pokaż wszystkie posty

Jak odróżnić konstruktywną krytykę od hejtu?


...i jak ją poprawnie stosować.

Kiedy pokazujecie efekty Waszej pracy – czy to znajomym, czy to w internecie – prawdopodobnie w większości przypadków spotykacie się z jej oceną (lub sami oceniacie pracę innych). Nierzadko jednak krytykuje się w sposób niewłaściwy i taki, który może urazić odbiorcę lub, co gorsza, zrazić go do dalszej pracy. Zdążyłam już przeczytać kilka poradników (i zaobserwować kilka sytuacji) o tym, jak konstruktywną krytykę należy stosować i mam nadzieję, że uda mi się to wytłumaczyć w miarę jasno. Spokojnie, nikogo nie gryzę. Bo w końcu chodzi tu o poprawę błędów, czyż nie?

Właśnie. Najważniejsze jest danie motywacji do kontynuowania tego, co się robi. Szczerze mówiąc, mi osobiście robi się przykro, kiedy ktoś moją kilkugodzinną pracę podsumowuje negatywnym słowem, bez zwrócenia uwagi na to, co zrobiłam dobrze. Dlatego kluczem do utrzymania krytyki w charakterze "Hej, jestem tu po to, by Ci pomóc!" jest podanie na początku mocnych stron. Przykładowo: kiedy oceniasz czyjś rysunek, zaczynasz od powiedzenia, że podoba Ci się kreska/kolorystyka/design postaci/oczy/kwiatek. Wtedy dajesz do zrozumienia, że cały wysiłek autora nie poszedł na marne.

W tym momencie można powiedzieć, że czasem nie ma dobrych stron. Okej, zgodzę się, są takie przypadki. Wtedy rzeczywiście lepiej jest, zamiast nieszczerze słodzić, powiedzieć prosto z mostu: "Słuchaj, tym razem Ci nie wyszło...", ale przydałoby się przy tym zawrzeć tę motywację poprzez dodanie "...ale wiem, że stać Cię na więcej/po dłuższej pracy na pewno pojawi się poprawa/jeśli będziesz częściej ćwiczyć, wkrótce zauważysz efekty".

Teraz przejdę do tej części krytyki, jaką jest wskazanie błędów. Najlepiej, aby każdy punkt mówiący o błędzie zawierał przy tym przynajmniej jednozdaniową informację o przykładowym sposobie poprawy. Konstruktywna krytyka powinna być, koniec końców, dydaktyczna, a bez konkretów trudno taki efekt osiągnąć. Dlatego właśnie zamiast mówić "Coś jest nie tak z jej rękami" mówimy "Jej ręce są za długie, spróbuj przesunąć łokcie do góry". Jeśli już bierzemy się za krytykowanie, najlepiej powiedzieć od razu o każdym błędzie – to sprawi, że odbiorca będzie wiedział w przyszłości, na których elementach powinien się bardziej skupić. Jeśli widzimy, że oczy, choć mają ładnie narysowane tęczówki, są krzywe i nierównie rozmieszczone na twarzy (i nie jest to przy tym bynajmniej zamierzony efekt) nie możemy stwierdzić, że w całości są perfekcyjnie zrobione, bo to wprowadzi w błąd (i trochę wypaczy sens tej dydaktyczności krytyki, o której ciągle piszę).

Jeśli z osobą krytykowaną mamy do czynienia po raz kolejny, najlepiej na końcu zwrócić uwagę na to, co uległo poprawie. Myślę, że to jest jeszcze bardziej motywujące niż wskazanie zalet, bo mówi o postępie – czyli, innymi słowy, o tym, że wysiłek nie tyle kilku godzin, co dużo dłuższego czasu, dał owoce.


Czym w takim razie jest hejt?

W dobie internetu prawdopodobnie każdy zdążył spotkać się z tym słowem. Jest to spolszczenie angielskiego hate, co oznacza nienawiść, ale w kontekście oceniania jest równoznaczne z celowym urażeniem kogoś. Hejt nie pomaga (chyba, że ktoś ma mocną psychikę i traktuje to jako pretekst do pokazania innym, że się mylą, ale to rzadkie przypadki). Taki sposób wyrażania opinii jest szkodliwy i powinno się go unikać jak ognia. Hejtem może być przykładowo stwierdzenie "weź usuń ten rysunek, wypala mi oczy" – wydaje mi się, że nie trzeba tłumaczyć, co w nim jest nie tak i dlaczego to nie ma nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Podsumowując: hejtu nigdy nie stosujemy.

Na koniec: nie bójcie się konstruktywnej krytyki! Póki nie zawiera ona elementów hejtu, celem jej autora jest pomoc Wam. Z krytyką i świadomością popełnionych błędów dużo szybciej osiągniecie postęp. Powodzenia!

Zosia Tchórz
Czytaj

Gra "Life is Strange"


Jesteś już dwa miesiące w nowej, wymarzonej szkole w mieście, w którym kiedyś żyłaś, znalazłaś swoje ciche miejsce w społeczeństwie, zdążyłaś zorientować się, że na dojście do elity nie masz szans oraz zmagasz się z problemem konkursu fotograficznego – jesteś za nieśmiała, aby się zgłosić, ale z drugiej strony chcesz przypodobać się nauczycielowi...

Tak właśnie wyglądało życie 18-letniej Maxine Caulfield (Max. Never Maxine) do dnia 7 października 2013 roku. Wtedy właśnie w trakcie lekcji miała wizję jej miasteczka pochłanianego przez tornado – po obudzeniu się, zdekoncentrowana dziewczyna nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie nauczyciela. Los sprawił, że Max, zdenerwowana całym dniem, postanowiła pójść do łązienki, aby ochłonąć, na pewno jednak nie spodziewała się, że będzie przy tym świadkiem kłótni dwóch uczniów – najbogatszego chłopaka w mieście i niebieskowłosej punkówy – która prawie doprowadziła do śmierci dziewczyny, jak by się dotąd wydawało nieznanej dla Max.
Prawie.
Max, nie wiedząc jak, cofnęła czas.


Witaj w Arcadia Bay


Ponownie znalazła się w sali lekcyjnej, wszystko przebiegało tak, jak przedtem (oprócz faktu, że nastolatka tym razem znała odpowiedzi na wszystkie pytania). Wciąż zszokowana tego, czego przed chwilą była świadkiem, zdecydowała się udać do toalety i odwrócić przebieg sytuacji. W ostatniej chwili włączyła alarm i uratowała punkówę – co później pociągnęło za sobą łańcuch wydarzeń.
To właśnie na efekcie motyla, czyli konsekwencjach Twoich wyborów, opiera się ta gra. Uważaj z wybieraniem odpowiedzi – choć po większości rozmów możesz cofnąć czas, po wyjściu z lokacji stracisz tę możliwość, a konsekwencje mogą się ujawnić dopiero po kilku godzinach.
W trakcie rozgrywki masz możliwość przeglądania dziennika Max, w tym opisów wydarzeń sprzed i w trakcie gry i spisu najważniejszych postaci oraz miejsc, oprócz tego możesz spojrzeć na jej SMS-y, co w ciekawy sposób uzupełnia jej relacje ze znajomymi.
Pasją Max jest fotografia, więc zawsze stara się uchwycić najciekawsze momenty lub elementy otoczenia. Rozglądaj się uważnie – w każdym epizodzie jest do zrobienie 10 zdjęć, których lokalizację bardzo łatwo pominąć.


Wszystko to zostało obrane w lekko komiksową, klimatyczną grafikę z nietypowymi ujęciami zwracającymi uwagę na niewidoczne zwykle szczegóły świata, co wzmacnia jeszcze oświetlenie i bardzo dobrze dobrany, spokojny soundtrack, chwalony przez wielu ludzi. Bardzo często zdarzało mi się zatrzymywać, aby podziwiać panoramę Arcadia Bay lub majestatyczny budynek Blackwell Academy... oraz zastanawiać się, jak coś tak pięknego może skrywać tyle mrocznych sekretów.

Jednym z nich jest zaginięcie Rachel Amber, nastolatki uczącej się niegdyś w Blackwell Academy. Kim ona była? Odeszła z własnej woli? Czy w ogóle żyje? Na te wszystkie pytania Max stara się w międzyczasie znaleźć odpowiedź. Wiele uczniów Rachel znało, jednak nikt nie wiedział o niej wszystkiego.

Gra została wydana przez DONTNOD Entertainment we współpracy ze studiem Square Enix w 2015 roku. Jest podzielona na pięć epizodów, pierwszy z nich pojawił się 20 stycznia, ostatni 20 października. Zapowiedziano kontynuację, jednak nie wiadomo, czy zostanie zachowana któraś z postaci z pierwszego sezonu (z powodów, które poznasz po zakończeniu...).
Pierwszy epizod jest dostępny za darmo na Steamie – polecam skorzystać i sprawdzić, czy ta cudowna gra przypadnie Ci, drogi czytelniku, do gustu!

Tu jeszcze kilka screenów, jakby potrzeba było na główny obraz:




Zosia Tchórz
Czytaj

Gwint – Wiedźmińska Gra Karciana


Cześć! Chciałabym przybliżyć Wam komputerową karciankę od CD Projekt Red – mowa tu oczywiście o tytułowym Gwincie. 

Jego pierwotna wersja była zawarta w Wiedźminie 3 jako opcjonalna mini-gra, która dodawała również nowe zadania poboczne i umożliwiała kolekcjonowanie kart. Sama mechanika była jednak dosyć prosta i nie aż tak urozmaicona w porównaniu do owej, samodzielnej gry.

Beta została ogłoszona w przeddzień targów E3 w 2016 roku, a wystartowała 25 października. Zapisać się do zamkniętej bety można było już wcześniej, jednak i tak nie gwarantowało to szybkiego przyjęcia – niektórzy czekali kilka dni, inni miesięcy, a jeszcze inni... czekają do teraz. Na oficjalnym fanpage'u Gwinta na Facebooku pojawiła się ostatnio informacja, że do końca tego tygodnia zaproszenia powinny otrzymać wszystkie osoby, które zapisały się w 2016 roku, ale jeśli ktoś już stracił cierpliwość (bądź zarejestrował się nieszczęsne kilka dni po rozpoczęciu 2017 roku) to wciąż jest dla niego nadzieja! Od jutra będzie można kupić numer CD-Action, w którym zawarty będzie m.in. klucz do bety... za 16 złotych. Ewentualnie warto też poszukać kluczy w internecie, chociażby na Allegro, sprzedawanych za dwa złote. Należy pamiętać przy tym, że do gry wymagane jest konto na platformie GOG Galaxy.

Wracając do samej mechaniki, w grze dostępne jest pięć frakcji, dla których taktyka każdej z nich jest wyjątkowa i odmienna:

·Potwory. Ich siła polega głównie na korzystaniu z kart pogody (mróz, mgła, deszcz), mnożeniu liczby jednostek oraz pożeraniu jednej jednostki przez drugą, co jeszcze bardziej zwiększa jej siłę dzięki dodatkowym bonusom – ale przy tym jest bardziej podatna na karty niszczące najsilniejszą jednostkę na stole, np. Pożogę.

·Skellige. To moja ulubiona talia i korzystam z niej najczęściej (ostatnio, prawdę mówiąc, tylko z niej). Tutaj warto się skupić na wskrzeszaniu jednostek, które wtedy będą silniejsze, niż na początku, wymienianiu niepotrzebnych kart na przydatne, co daje większą kontrolę nad talią oraz na... odkładaniu najlepszych kart na drugą i trzecią rundę. Otóż Skellige posiada ciekawą umiejętność pasywną – z każdą rundą siła jednostek w ręce i na cmentarzu (tu trafiają karty usunięte ze stołu) zwiększa się o 1, co często może zaważyć o końcowym wyniku.

·Królestwa Północy. Ich taktyka skupia się wokół zwiększania siły jednostek i tworzenia ich duplikatów, aby stworzyć jak najlepsze combo, a także przemieniania ich na złote, czyli odporne na wiele z efektów. Tutaj również korzysta się często ze wskrzeszania.

·Scoia'tael. W tej talii jednostki zwykle są zwinne (czyli mogą być użyte w każdym 
z rzędów). Ważną częścią ich taktyki jest używanie zasadzek, które mnożą siłę elfów po stronie gracza i zmniejszają ją u jednostek po stronie przeciwnika, a nawet je niszczą. Wiele osób korzysta z umiejętności Scoia'tael aby zachować zawsze przewagę co najmniej jednej karty, co pod koniec gry jest bardzo przydatne – takiej karty nie można skontrować.

·Nilfgaard. Ta frakcja do gry weszła dopiero dzisiaj, dokładniej 6 lutego o godzinie 17 
(w tym momencie aktualizacja skończyła mi się ściągać, czekałam na nią od ósmej rano...). Nie miałam jeszcze okazji jej wypróbować, więc myślę, że najbardziej adekwatne będzie zacytowanie jej opisu z oficjalnej strony Gwinta: „Cesarstwo Nilfgaardu podstępem dąży do pełnej kontroli nad polem bitwy. Zaszyci w szeregach wroga szpiedzy potrafią zidentyfikować karty w jego posiadaniu, znacząco destabilizując działania wojenne. Odkrywając zagrożenia zawczasu, armia Cesarstwa jest zawsze gotowa odeprzeć najsilniejszy nawet atak.”

Za wygrane w grze otrzymujemy naprzemiennie złoto i skrawki, a czasem nawet i karty. Za złoto kupuje się beczki z kartami (które można nabyć również za prawdziwe pieniądze, jako jedyne przedmioty w grze) – każda z nich daje cztery karty z góry oraz jedną, rzadszą, do wybrania z trzech ostatnich. Ze skrawków możemy stworzyć każdą kartę dostępną w grze – ich cena jednak jest bardzo zróżnicowana, od 30 do 1600, choć te najdroższe można uznać za kolekcjonerskie – ich nieanimowane wersje są dwa razy tańsze.

Oprócz zwykłych potyczek oraz tych rankingowych (dostępnych od 10 poziomu) w oficjalnej już wersji będzie dostępna również kampania, ale płatna. Przedstawiać będzie głównie wydarzenia 
z książek, z nagranymi przez aktorów dialogami.

Za jakiś czas planowane jest uruchomienie otwartej bety – tutaj już nie będzie trzeba martwić się o klucze dostępu, każdy będzie mógł dołączyć w każdej chwili. Graczom z zamkniętej bety zostanie zresetowany poziom, a kolekcja kart zostanie przywrócona do początkowego stanu (zatrzymana za to zostanie animowana karta Geralta, podarowana od CDP Red za udział w zamkniętej becie). Otrzymają również beczki z kartami, odpowiednio: dwie za każde pięć poziomów i dwie za każdą uzyskaną rangę w rozgrywkach rankingowym. Zwrócone zostaną też pieniądze przeznaczone na zakup beczek.

Osobiście cieplutko zachęcam do zapisania się, zarówno fanów karcianek, jak i tych, dla których będzie to pierwsza tego typu gra. Twórcy dążą do stworzenia jak najlepszej gry – z każdym patchem karty są coraz bardziej zbalansowane, a pomoc każdego gracza jest na wagę złota!
Zosia Tchórz
Czytaj

Tablet graficzny, czyli cyfrowe rysowanie


 Jeśli choć trochę interesujesz się digital paintingiem, to prawdopodobnie słyszałeś kiedyś o pewnym magicznym urządzeniu, które nazywa się tablet graficzny. Przydaje się szczególnie w czasie rysowania, choć niektórzy kupują go tylko w celu obróbki zdjęć.

W przypadku tańszych modeli, tablet graficzny nie posiada własnego wyświetlacza. Wszystko, co narysujemy, pojawia się w programie, na ekranie monitora. Na początku może wydawać się to dziwne i nieporęczne, ale po kilku dniach łatwo się przyzwyczaić. Oczywiście, jeśli ktoś ma większe fundusze, może zainwestować w droższy typ, ten z wyświetlaczem. Uważam jednak, że dla początkującego się nie opłaca – lepiej najpierw oswoić się z prostszym i tańszym, który i tak jest wygodny w obsłudze i spełnia wymogi do nauki.

Przodującą firmą w produkcji tabletów graficznych jest Wacom. Polecane są również przez wielu ludzi Huiony, które można kupić za znacznie niższą cenę, ale osobiście jakości nie mogę potwierdzić, ponieważ Huiona nigdy nie miałam. Dostępne rozmiary są różne – od najmniejszych z powierzchnią roboczą A6, przez A4, po zajmujące całe biurko (w tym wypadku jedynie tablety z wyświetlaczem).

 Od dwóch lat jestem w posiadaniu Intuosa (właśnie od Wacoma) o rozmiarze A6, używa się go wygodnie, ale coraz bardziej odczuwam, że potrzebuję większego rozmiaru. Mimo to, sprawdza się dobrze – choć tego modelu na stronie Wacoma już nie kupicie, bo zastąpiono go nowszymi.

Powierzchnia zwykle przypomina w fakturze kartkę (czasem jest bardziej gładka lub szorstka, zależy od tabletu). Piórko jest czułe na nacisk, dzięki czemu można uzyskać efekt, jakby rysowało się zwykłym ołówkiem. Jest to jeden z głównych powodów wyższości tabletów graficznych nad myszą komputerową – naprawdę, myślę, że nikt, kto taki tablet złapał w ręce, do rysowania myszą nie będzie chciał powrócić.


Na koniec chciałabym jeszcze pokazać przykład mojego rysunku z września, narysowanego z użyciem tabletu graficznego.



Zosia Tchórz
Czytaj

W poszukiwaniu inspiracji


        Włączyłam komputer, usiadłam na fotelu i zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad tematem artykułu. Jak zwykle – pustka w głowie. O czym to ja chciałam napisać? Gdzie się podziała cała moja wena? Jak ją odnaleźć? Właśnie! Wena! Inspiracja!
          Jeśli piszesz, rysujesz lub masz jakiekolwiek inne, kreatywne hobby, zapewne często borykasz się z powyższym problemem. Nikt z nas nie lubi być w tak zwanym „martwym punkcie”. Postaram się na to chociaż częściowo zaradzić, podając sposoby, z których ja korzystam.

1. Obserwuj otoczenie.

          Teoretycznie jesień kończy się dopiero za dziewięć dni, jednak w obecnej sytuacji, kiedy w czwartek obficie padał śnieg, wolę wyrażać się o niej w czasie przeszłym. Dla mnie była to kopalnia inspiracji. Jeśli nie przeglądałam Facebooka (lub miałam rozładowany telefon), lubiłam patrzeć się przez okno w czasie jazdy tramwajem na zachodzące na zewnątrz zmiany. Dobrym sposobem jest również spacer (nie zalecam w przypadku dużego stężenia smogu). Mamy w Krakowie tyle pięknych miejsc, w których łatwo się wyciszyć i odnaleźć rozwiązanie naszego problemu związanego z brakiem weny. Wiem, że może się to wydawać dziwne, ale czasem warto również chociaż zerknąć na ludzi wokół i zastanowić się nad ich życiem. Każdy ma wyjątkową, niepowtarzalną historię.

2. Słuchaj muzyki.

          To chyba najbardziej oczywisty i najczęściej wykorzystywany sposób. Osobiście wolę wsłuchiwać się w spokojne rytmy, ale znam ludzi, którzy relaksują się przy core metalu, więc droga wolna, spróbuj znaleźć własny typ. Podpowiem jeszcze tylko, że soundtracki z filmów czy gier często są bardzo inspirującymi majstersztykami, ale moim zdaniem dobrze wiedzieć, skąd dany utwór pochodzi, ponieważ wtedy lepiej  oddziałuje na wyobraźnię (ale to tylko moje zdanie, ludzie są różni i mogą odbierać to w inny sposób).

3. Działaj metodą prób i błędów.

          Prawda jest taka, że nie wszystko przychodzi samo z siebie. Często trzeba po prostu próbować, próbować i próbować, aż w końcu się okaże, że osiągnęliśmy zamierzony efekt. Jeśli nie wiem, co chcę narysować, to rysuję wszystko, co mi wpadnie do głowy (lub też w czasie rysowania nagle się w niej pojawi) i... to działa.

Skoro już wiesz, jak odnaleźć tę nieszczęsną wenę, możesz zabrać się do pracy i maksymalnie wykorzystać długie, zimowe wieczory. Szkoda tylko, że to jest ten trudniejszy etap...


Zosia Tchórz
Czytaj