Reaktywacja

Wrzesień już prawie za nami, więc chyba czas ruszyć z sekcją dziennikarską! W tym roku oprócz wersji elektronicznej, najprawdopodobniej ruszy również gazetka.
Na razie zachęcamy do czytania starych postów, te nowe pojawią się już wkrótce!
Chcesz dołączyć do naszego grona? Napisz do nas!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marta Niemiec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marta Niemiec. Pokaż wszystkie posty

E-booki – za i przeciw


Już od dawna w internecie, głównie na forach i blogach poświęconych książkom, ale nie tylko, trwa coś w rodzaju wojny między zwolennikami a przeciwnikami książek w wersji elektronicznej. Uważam, że obie strony mają nieco racji. Postaram się wytoczyć argumenty za i przeciw e-bookom. Zapraszam!

+ Za:

Przede wszystkim jest taniej. Książki papierowe najczęściej kosztują 30-40 zł, czasami nieco taniej, czasami nieco drożej. E-booki zaś są o wiele tańsze – zwykle cena jednej takiej książki wynosi około 20 złotych, ale bardzo często zdarzają się promocje. Gdy na początku naszej czytelniczej przygody zainwestujemy w czytnik e-booków, kwota ta szybko nam się zwróci.
Można czytać właściwie wszędzie. Jeśli nie mamy czytnika, możemy robić to na telefonie, tablecie, a nawet komputerze. Co prawda te dwa ostatnie niezbyt sprawdzają się w takich miejscach jak środki komunikacji miejskiej, jednak w domowym zaciszu – jak najbardziej. Na czytniku sprawa wygląda jeszcze prościej, ponieważ dzięki specjalnemu ekranowi oczy nie męczą nam się zbyt szybko. Można czytać nawet w całkowitych ciemnościach (choć nie jest to wskazane, gdyż można sobie zepsuć wzrok).
Wiele książek w jednym miejscu! Gdy jedziemy na wycieczkę, nie trzeba dźwigać dziesięciu grubych tomisk (jak to miałam kiedyś w zwyczaju), wystarczy nam czytnik o wadze jednej cienkiej książki albo jakieś urządzenie elektroniczne. Dodatkowo, gdy okaże się, że nie mamy ochoty na wybraną książkę, możemy zawsze wybrać inną.
Można oszczędzić nieco miejsca. Choć zapewne większość z nas uwielbia kolekcjonować książki, układać je na półkach etc., to wszystko co dobre kiedyś się kończy – tak jak kiedyś w końcu skończy się miejsce na lektury. Zamiast się pozbywać starych lub wydawać kolejne pieniądze na kolejne regały, można zawsze spróbować poczytać książki w wersji elektronicznej.

Na sam koniec dodam, że kupowanie e-booków to pewnego rodzaju wsparcie dla naszej planety – do wytworzenia e-booka nie jest potrzebne ścinanie drzew.

- Przeciw:

Jedną z najważniejszych moim zdaniem wad e-booków jest to, że nie możemy wziąć ich do ręki, zobaczyć objętości, podotykać stron, powąchać, nie mówiąc już o braku możliwości otrzymania autografu od swojego ulubionego pisarza. Czytając książkę elektroniczną, nie jestem w stanie poczuć tego klimatu, który czuję przy czytaniu książki papierowej.
Drugim argumentem jest to, że e-booki sprzyjają piractwu. O wiele prościej jest je kopiować i nielegalnie rozprowadzać. Uważam jednak, że nie jest to powód, by zaprzestać ich produkowania, a jedynie by lepiej je zabezpieczać.

Choć mając do wyboru e-booka i książkę, zawsze wzięłabym książkę, trudno jest mi przedstawić więcej wad e-booków. Myślę, że każdy powinien spróbować poczytać w wersji elektronicznej i samemu zdecydować, jakie ma preferencje.

Marta Niemiec
Czytaj

W miasteczku Riverdale


Ostatnio pisałam artykuł na temat “Sherlocka”. Dziś chciałabym zabrać was do świata innego serialu. Zapraszam!

Poznajcie Riverdale. Miasteczko wydające się takie samo, jak wszystkie inne. Miasteczko, w którym życie toczyło się spokojnie aż do czasu tragicznej śmierci Jasona Blossoma. Wtedy, 4 lipca, zmieniło się wszystko, a na życiu mieszkańców Riverdale zaczął kłaść się cień. Archie Andrews skrywa dwie rzeczy. Jedna z nich wydaje się prosta - chłopak zaczął pisać piosenki i właśnie to chciałby robić w życiu, nie wie jednak, jak zostanie to przyjęte przez jego ojca. Druga rzecz jest bardziej złożona – nastolatek chyba wie, co stało się na początku wakacji, w dniu gdy Jason uległ straszliwemu wypadkowi. Nie może jednak nikomu o tym powiedzieć, bo wtedy może stracić osobę, na której zależy mu najbardziej… Dołącza jeszcze jedna zagadka – Veronica Lodge, córka oskarżonego o przekręty pieniężne Hirama Lodge’a, wraz ze swoją matką pojawia się w Riverdale pod koniec wakacji. Wkrótce tajemnice zaczynają się mnożyć, a my dowiadujemy się, że nic nie jest takie, jakie się wydaje…

Szczerze mówiąc, z początku nie podchodziłam bardzo entuzjastycznie do najnowszego serialu platformy Netflix. Jednak po obejrzeniu pierwszego odcinka wiele się zmieniło. Od razu zakochałam się w postaciach i w fabule. Podoba mi się “książkowa” narracja (zwykle na początku i na końcu odcinka słyszymy głos Jugheada Jonesa, który czyta fragmenty swojej powieści o tym, co zdarzyło się w Riverdale), podoba mi się przedstawienie problemów młodzieży, podoba mi się to, jak poprowadzona jest akcja. Fabuła jest nieprzewidywalna, a wydarzenia dosyć często sprawiają, że mamy ochotę na cały głos powtarzać “co?”. Dodatkowym plusem serialu jest to, że jest krótki - na razie można obejrzeć sześć odcinków, na pierwszy sezon planowanych jest ich trzynaście. Oprócz tego odcinki nie są długie (trwają ok. 40 minut), więc nie trzeba zbyt wiele nadrabiać, jeśli chce się zacząć.


Moja ogólna ocena “Riverdale” to mocne 8 punktów na 10. Polecam!
Marta Niemiec



Trailer ^
Źródło zdjęcia: http://www.comingsoon.net/tv/news/688337-688337- riverdale-cast
Czytaj

Dlaczego warto obejrzeć "Sherlocka"?



Na pewno nie raz i nie dwa natknąłeś się na osobę, która polecałaby ci serial BBC „Sherlock”. Jeśli go obejrzałeś, na 90% spodobał on ci się i możliwe, że jesteś jego fanem. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś – ten artykuł jest przeznaczony właśnie dla ciebie!


Dlaczego warto obejrzeć „Sherlocka”?

Ta ekranizacja dzieł A. Conan Doyle’a znacznie różni się od pozostałych. Podczas gdy wszystkie inne dzieją się w epoce wiktoriańskiej, akcja „Sherlocka” BBC ma miejsce we współczesności, co jest dodatkowym atutem serialu.
Jeśli czytałeś powieści o przygodach detektywa, z pewnością oglądając, zauważysz podobieństwa, co jest zamierzone. Nie będziesz jednak znał rozwiązania zagadki – „Sherlock” jest jedynie inspirowany twórczością Conan Doyle’a, dużo elementów jest zmienionych. Zabieg ten bardzo mi się podoba, dzięki temu oglądanie serialu staje się jeszcze ciekawsze.
Postaci są świetnie wykreowane, a aktorstwo stoi na naprawdę dobrym poziomie. Benedict Cumberbatch, aktor wcielający się w Sherlocka, znany jest z wielu innych produkcji, tak samo jak Martin Freeman, serialowy John Watson. Warto również wspomnieć o Jimie Moriartym granym przez Andrew Scotta ­– takiej szalonej, ekscentrycznej, a równocześnie genialnej postaci zapewne jeszcze nie widzieliście!
Wielkim plusem serialu może być to, że zaznajamiamy się z zagadką i jej rozwiązaniem równolegle z głównym bohaterem. Nieraz oglądając film, denerwowałam się głupotą bohaterów,  którzy nie widzieli rozwiązania, mimo że było oczywiste, niemal pokazane na samym początku. Z drugiej strony w innych filmach irytowało mnie to, że bohater zbyt szybko znał rozwiązanie zagadki, a nie zostało ono przedstawione odbiorcom. W „Sherlocku” na szczęście tego nie ma.
Oglądając „Sherlocka”, można zarówno płakać, obserwować ekran z napięciem, jak i się śmiać. Zabawne żarty przeplatają się z poważnymi i niekiedy wzruszającymi scenami. Gdy wątki są blisko swojego rozwiązania, emocje najczęściej są napięte niczym struny. Na końcu zwykle siedzi się ze wzrokiem wlepionym w napisy, zastanawiając się, jak to się mogło stać, i już nie mogąc się doczekać następnego odcinka.
Na koniec dodam jeszcze, że soundtrack jest świetny. Melodie zwykle wpadają w ucho, tak że potem człowiek cały dzień nuci intro.

Żeby zachować równowagę wobec tylu zalet, które wymieniłam, próbuję znaleźć wady „Sherlocka”. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to długość odcinków. Półtorej godziny to dla niektórych odrobinę za dużo, ale zaręczam, warto!

                                                                                                               Marta Niemiec


Czytaj

„Harry Potter i przeklęte dziecko” – fenomen czy porażka?

Znalezione obrazy dla zapytania harry potter i przeklęte dziecko



Już od jakiegoś czasu wiadomo było, że zostanie wydana ósma część popularnej serii o Chłopcu, Który Przeżył. Niektórzy fani powitali tę wiadomość z niezwykłym entuzjazmem, inni podchodzili do nowej książki nieco bardziej sceptycznie. W końcu nie miała to być zwykła powieść, tylko scenariusz sztuki, która była wystawiana w Londynie. Premiera oryginału miała miejsce 30 lipca, polskim fanom pozostało tylko czekać do października. Gdy scenariusz w końcu wyszedł, wszyscy byli zachwyceni. Czy jednak „Przeklęte Dziecko” na pewno zasługuje na aż taką liczbę pochlebnych opinii? Poniżej możecie poznać moją nieco kontrowersyjną opinię o nowym „Harrym Potterze”.


Co mówi notka na okładce?

Ósma historia. Dziewiętnaście lat później…
Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej nie ma go teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym.
Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, którego nigdy nie chciał przyjąć. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodnej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony.


Co mówię ja?

Zacznę od tego, że od samego początku byłam bardzo negatywnie nastawiona do tej książki z wielu powodów. Przede wszystkim J. K. Rowling już dawno temu powiedziała, że saga nie będzie kontynuowana, a jak widać, obietnica została złamana. Być może ze względu, jak mówią złośliwi, na potrzebę ponownego rozgłosu. Dodatkowo „Przeklęte Dziecko” nie zostało napisane przez samą Rowling, ale przez Jacka Thorne’a – jedynie na podstawie opowieści stworzonej przez autorkę książek o Harrym Potterze, Johna Tiffany’ego i jego samego.
Oprócz tego w sieci pojawiły się spoilery do sztuki. Przeczytałam je z czystej ciekawości i – mówiąc kolokwialnie – załamałam się. Fabuła niczym wyjęta z bardzo słabych opowiadań fanowskich, przepełniona nielogicznościami i nietrzymająca się kanonu, jaki stanowi poprzednie siedem części. Niektóre postaci zostały źle wykreowane, a niektóre po prostu pominięte. Miejscami, czytając, byłam aż zniesmaczona tym, co się tam wyrabia. Nagle okazuje się, że pani sprzedająca słodycze w Hogwart Ekspresie jest monstrum, którego zadaniem tak naprawdę jest za wszelką cenę nie dopuścić, by ktoś wysiadł z pociągu wcześniej, niż na stacji Hogsmeade; Harry jest złym ojcem, który nawet nie chce zrozumieć swojego dziecka...
Warto by również wspomnieć o samej formie, w jakiej została napisana ósma część HP. Sam scenariusz czyta się dosyć lekko, jednak widać, że dialogi między postaciami są nieco wymuszone.


I na koniec, odpowiadając na pytanie zawarte w tytule – moim zdaniem „Przeklęte Dziecko” to absolutna porażka, zwłaszcza jeśli porówna się je do innych części tej naprawdę świetnej serii. Nie polecam tej sztuki nikomu, chyba że ktoś chce wyrobić sobie własną opinię. Inaczej naprawdę nie warto tracić na to czasu.
Czytaj

Życie fangirl/fanboya, czyli jak to jest być w fandomie

Myślę, że każdy z nas niejeden raz spotkał się z określeniem „jestem fangirl/fanboyem” albo „jestem w fandomie” i:
a) entuzjastycznie krzyknął „ja też, siostro/bracie!”;
b) czuł się zagubiony, a tłumaczenia niewiele dały.

Ten artykuł jest właśnie dla tych drugich osób – ma być to coś w rodzaju poradnika. Zapraszam do czytania!


Zacznijmy od początku – jak to jest być fanem? Myślę, że na to pytanie bardzo łatwo odpowiedzieć. Jeśli jesteś fanem czegoś, znaczy to, że bardzo to lubisz, a także najprawdopodobniej interesujesz się rzeczami dotyczącymi danego filmu/książki/aktora/zespołu/czegoś innego, czytasz różne ciekawostki i tak dalej. Możesz również brać udział w różnych dyskusjach, czytać opinie innych o danych wydarzeniach – wtedy, świadomie lub nie, udzielasz się w fandomie. Fandom jest więc grupą osób o podobnych zainteresowaniach, często gustach muzycznych. I wcale nie trzeba się do niego zapisywać. Wystarczy, że sam uważasz, że w nim jesteś – i to właściwie tyle.

Na czym dokładniej to polega? Ludzie są w różnych grupach na facebooku (ale nie tylko), udzielają się w dyskusjach, piszą fanfiki (opowiadania fanowskie)… Niejeden raz na portalach typu Wattpad spotkaliśmy się przecież z opowiadaniami o Justinie Bieberze czy postaciach z „Harry’ego Pottera”.

Fandomy, moim zdaniem, to świetna rzecz. Oprócz tego, że w jakiś sposób mogą rozwijać, można poznać także różne osoby, z którymi ma się dużo wspólnego. Wbrew temu, co niektórzy ludzie sądzą, internetowi przyjaciele mogą być prawdziwymi przyjaciółmi. Co jakiś czas organizowane są różne zloty i akcje fandomowe, co też uważam za bardzo fajny pomysł.

Na koniec podam parę przykładowych nazw fandomów. Jest ich naprawdę mnóstwo, więc będzie to jedynie malutka cząstka całości. Myślę, że najbardziej znanymi fandomami są Beliebers, a także Directioners. Bardzo popularne są także: Potterheads, Sherlockians, Shadowhunters i wiele, wiele innych.

Marta Niemiec 


Źródło obrazka: http://fangirlish.com/new-age- profanity-is- fandom-considered- a-dirty- word/
Czytaj