Reaktywacja

Wrzesień już prawie za nami, więc chyba czas ruszyć z sekcją dziennikarską! W tym roku oprócz wersji elektronicznej, najprawdopodobniej ruszy również gazetka.
Na razie zachęcamy do czytania starych postów, te nowe pojawią się już wkrótce!
Chcesz dołączyć do naszego grona? Napisz do nas!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dorota Meszka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dorota Meszka. Pokaż wszystkie posty

Czym są wspomnienia?


Dlaczego się tworzą?
Co sprawia, że małe, niegdyś nieistotne dla nas rzeczy, nagle nabierają większego znaczenia? Dlaczego odgłosy, zapachy czy widoki z całkowicie nieistotnych, zamieniają się w tak bliskie naszemu sercu?
Myśląc o tym temacie, przypomina mi się jak na jednej z lekcji wuefu, czekając na moją kolej w ćwiczeniu dwutaktu, zajęłam się czymś innym, niż koncentracją na piłce. Pamiętam też dokładnie, że w całym moim rozkojarzeniu, przed oczami mignęły mi neonowe adidasy jednego z chłopaków i patrząc na nie przez ułamek sekundy czułam, że cofam się do czasów mojej szkoły podstawowej, kiedy dosłownie każdy posiadał podobne buty, a sportowy duch uobecniał się na szkolnym Orliku.
I choć od 3 lat jestem w gimnazjum, a czasy podstawówki wydają mi się naprawdę odległe, mimo że stałam na środku sali gimnastycznej, pewna cząstka mnie sprawiała, że czułam się, jakbym przeniosła się w czasie, a przez ten krótki czas wszystko to, o czym zwykle nie pamiętam, wróciło, tak żywe, jakby działo się właśnie wtedy.
Jak to wytłumaczyć?
Jak można wytłumaczyć, że tak błahe rzeczy, jak czyjeś buty, są w stanie spowodować, że sama gubię się w czasoprzestrzeni, a coś, co wydawało mi się, że już dawno wypadło z mojej pamięci, jest tak żywe i kolorowe? Jak to się dzieje i co decyduje o tym, kiedy do naszej pamięci wracają te rzeczy?
Wspomnienia są takie przypadkowe, takie niezrozumiałe i pełne dziwnych połączeń, które wydawałyby się nam, że nie mają sensu, ale tak naprawdę sentyment i silne emocje pobudzają cały ten łańcuch wydarzeń, powodując, że przypadkowe rzeczy, miejsca, sytuacje przypominają nam o rzeczach czasem tak dla nas ważnych, a przynajmniej tych, które wywarły na nas jakiś wpływ, lub wydrążyły swoje miejsce w naszej pamięci, choć wielokrotnie wydaje się nam, że zdążyliśmy już o nich zapomnieć.
Myśląc o wspomnieniach, nie mogę uniknąć myśli o tym, że niedługo, bo właściwie za kilka dni, całe 3 lata spędzone w tej szkole staną się nimi, z dnia na dzień zanikając coraz bardziej, aż w końcu przenikając do zakamarków mojej pamięci i dając o sobie znać w momentach równie dziwnych.
Nie mogę uniknąć zastanawiania się nad tym, co będzie mi przypominać o latach spędzonych w tej szkole. O czym pomyślę, gdy najmniejszy bodziec otoczenia skojarzy dwie, tak odległe od siebie, sytuacje? Czy te wspomnienia będą dobre, czy uśmiechnę się na myśl o tym, co przyjdzie mi do głowy, czy raczej załamię się nad swoją własną głupotą?
A co jeśli zapomnę?
Co jeśli to wszystko odejdzie w niepamięć, a wszystko, co miało miejsce przez ten czas, przestanie być dla mnie istotne? Co jeśli kiedyś minę kogoś, kto teraz jest mi bliski, nawet nie zwracając na niego uwagi, stając się całkowicie obojętną przez mijający czas? Co jeśli coś, co teraz ma tak ścisły związek z wydarzeniami z mojego życia, przestanie mieć znaczenie w ciągu następnych kilku lat?
Wiem, że aktualnie moje uczucia są niezwykle subiektywne, a w związku z rychłym końcem, tak naprawdę nie jestem szczera nawet z samą sobą wobec tego, co czuję. Wiem, że obecny stan rzeczy, kiedyś może mieć dla mnie zupełnie inne zdarzenie. Na tym właśnie polega dorastanie i zmienianie się i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że za kilka lat spojrzę na to wszystko, a w perspektywie czasu, wszystko nabierze zupełnie innego znaczenia.
I wiem też, że część rzeczy, teraz dla mnie tak niezwykle istotnych, po prostu po latach przestanie mieć znaczenie, choć pewnie chciałabym inaczej. Wiem też, że część rzeczy po prostu wypadnie z głowy, lub będzie tak daleko, że nie będę sobie w stanie ich przypomnieć, chociaż chciałabym, by było inaczej.
Ale teraz, gdy jeszcze wszystko jest na tyle bliskie, że pamiętam to bardzo dobrze, chciałabym mieć tylko jedno dziecinne życzenie;
Nie chcę zapomnieć.


 Dorota


(Nie wiem, czy to do końca czas i miejsce na to, ale chciałabym niezywkle podziękować Soni i wszystkim tym, którzy współtworzyli ze mną sekcję dziennikarską w tym roku, jesteście naprawdę super i cieszę się, że mogłam być częścią tej działalności.
Oprócz tego, chciałabym podziękować mojej klasie za 3 lata wspólnie spędzanego czasu – wiem, że tego nie przeczytacie, ale jesteście wszyscy bardzo bliscy mojemu sercu i mam nadzieję, że zostaniecie w mojej pamięci jak najdłużej i że jeszcze kiedyś się spotkamy. Róbcie super rzeczy w życiu, jesteście superanccy.

Miłych wakacji wszystkim i powodzenia w liceum trzecioklasistom!)
Czytaj

Ja i Krzysztof Gonciarz

Nieco zainspirowana już kolejnym przyjazdem Krzysztofa do Krakowa i kolejną straconą szansą na spotkanie go, wzięło mnie nieco na rozważania dotyczące jego, mnie i naszej wspólnej relacji (która nie istnieje, ale pomińmy).
Trudno byłoby pisać tą notkę,  gdybym nie wyjaśniła, kim właściwie jest Krzysztof Gonciarz, bo jak się domyślam, mimo ciągle rosnącej popularności, istnieją osoby, które po prostu go nie znają.
Jak można przeczytać na jego stronie, robi (bądź robił) rzeczy wiele, a większość z nich dotyczyła Internetu i sieci społecznościowych. Aktualnie mieszka w Japonii, gdzie również pracuje, a poza tym na YouTube publikuje kilka swoich projektów, między innymi daily vlogi z Japonii, czy Zapytaj Beczkę. Jeżeli należysz do grona ludzi, którzy nie widzieli jego twórczości, serdecznie zachęcam do odwiedzenia jego kanału na YouTube, bo robi naprawdę ładne wizualnie materiały, a w dodatku mniej lub bardziej kształcące.
Żeby jednak było jasne – nie jestem psychofanką Krzysia, ani nie próbuję w tym momencie spoufalać się w nim w żaden sposób, bo jednak jestem na tyle normalna, aby wiedzieć, że zachowania tego typu z mojej strony byłyby po prostu dziwne i nieodpowiednie.
Ale wracając do tematu.
Ja sama działalność Krzysztofa odkryłam mniej więcej we wrześniu 2013 roku, z czym wiąże się pewna historia, ale wiem, że nikogo ona nie interesuje, dlatego to pominę. Chyba nikogo nie zdziwię, jeżeli powiem, że pierwsze co oglądałam, to Zapytaj Beczkę (ta, wtedy faktycznie było co tydzień), które, ponieważ w podstawówce nie miałam nic do roboty, nadrobiłam wtedy całe i oglądałam niemal nałogowo. Nawet mój komentarz tam trafił!













(moja zaprzepaszczona szansa na ciekawe pytanie i Internet Explorer – też siebie nie rozumiem)
Oczywiście, fangirling w samotności jest nieco smutny, dlatego zwerbowałam jedną z moich koleżanek do kręgu fanów owego programu i samego prowadzącego, dzięki czemu mogłyśmy razem być psyfohankami (takie zamienienie liter, bo miała na imię Hania, hehe) i postować na Facebooku rzeczy o brykietach i bałałajkach.
Też mi wstyd za siebie.
Lata, do których lepiej się nie przyznawać wkrótce minęły, a jakimś trafem minęło też moje zainteresowanie Zapytaj Beczkę (może dlatego, że wtedy aktywność tego kanału przestała istnieć) i wszystko jakoś się rozjechało, do czasu.
Do czasu, aż z powrotem zaczęłam oglądać jego filmiki.
(Tego się nie spodziewaliście, nie?)
Na tym właściwie nudna, ale krótka historia obecności Krzysztofa Gonciarza i jego twórczości w moim życiu się chwilowo kończy, ale właściwie moim celem nie było przytoczenie wydarzeń z mojego życia dotyczących Krzysia, a raczej skupienie się na tym, co właściwie się stało przez ten cały czas.
Według moich skomplikowanych obliczeń, wychodzi na to, że śledzę jego twórczość już prawie 4 lata, a co za tym idzie, jest to dłużej, niż śledzenie twórczości jednych z moich idoli i fakt ten prowadzi również do wniosku, że jest to pierwszy polski youtuber, którego filmy zaczęłam oglądać.
To, nad czym chciałabym się skupić, to właśnie to, że mimo upływu tych 4 lat, w ciągu których zdążyłam pójść do nowej szkoły, poznać zupełnie nowych ludzi i dojrzeć, nadal z chęcią włączam filmy Gonciarza i śledzę jego poczynania. W moim życiu zdążyło się zmienić calkiem sporo – gdybym miała zrobić krótkie podsumowanie moich zainteresowań sprzed pójścia do gimnazjum i tego, co jest teraz, mało co znalalzłoby się na tej liście 2 razy, jednak jestem pewna, że pod którymś z punktów kryłoby się nazwisko tego twórcy, bo niezależnie od upływu lat, w pewnym sensie nadal gdzieś trzymam go w zalążku rzeczy dla mnie ważnych.
Nie był i nie jest on dla mnie idolem, nie czuję żadnej bliższej więzi z nim, ale to, że naprawdę sporą część mojego życia spędziłam śledząc jego poczynania i trzymając go w mojej pamięci, jest naprawdę, mówiąc kolokwialnie, fajne.
To, że jest taka osoba, która gdzieś tam przeplata się między sytuacjami w moim życiu, to, że część wspomnień jest mniej lub bardziej powiązana z tym człowiekiem, jest po prostu miłe. Miłe jest móc wracać do starych rzeczy, pamiętając, co wtedy czułam i jakim byłam człowiekiem i miło też odkrywać to, co nowe, co też kiedyś będzie częścią wspomnień i będzie przypominało mi o rzeczach być może kompletnie nieistotnych, a być może dla mnie ważnych.
Nie mogę powiedzieć, że te filmy miały znaczący wpływ na moje życie, ale zdaję sobie z tego sprawę, że na pewno wywarły w pewien sposób wpływ na to, kim teraz jestem (chociażby na moje beznadziejne poczucie humoru).
Nawet rzeczy, które wydają się być odległe, zawierają pewne bodźce, które sprawiają, że się zmieniam, mimo że nie zdaję sobie z tego sprawy.
Cztery lata temu bawiły mnie żarty o Gimbusie w Zapytaj Beczkę, a pół roku temu zachwycałam się Sztuką Składania Historii.
Co będzie za kilka lat?
Nie wiem. Jestem ciekawa. Mam nadzieję, że będę miała możliwość się dowiedzieć.
Myślę, że właśnie na tym też zależy twórcom takim jak Krzysztof. Sama chciałabym wiedzieć, że to, co robię, ma pewien wpływ na czyjeś zachowanie, nawet jeśli dzieje się to nieumyślnie. Świadomość, że ktoś śledzi moje poczynania przez dłuższy czas i nadal jest zainteresowany pokazuje, że moja twórczość dla kogoś coś znaczy. Wiedza o wartości emocjonalnej dzieł jest równie ważna, jak wiedza o ich jakości, przynajmniej ja to tak odbieram, ale jestem po prostu zbyt sentymentalna.
Wam również życzę, żebyście znaleźli tą małą rzecz, z którą będziecie szli przez życie. Albo żeby ktoś Was odbierał jako coś takiego.
Tak po prostu jakoś mi to przyszło do głowy.
A wy mogliście wysłuchać moich galopujących myśli.
Gratulacje
czy coś.

Dorota Meszka
Czytaj

Czym są skoki narciarskie?

Mimo że właściwy sezon skończył się już dobre 2 tygodnie temu, a zima (bo głównie wtedy odbywają się zawody w tym sporcie) raczej też ustępuje miejsca wiośnie, to postanowiłam napisać coś o jednej z najbardziej wyjątkowych dyscyplin sportowych, jakie zostały wymyślone – o skokach narciarskich.
Przypuszczam, że wielu z Was, słysząc termin „skoki narciarskie”, myśli o Adamie Małyszu, który stał się ikoną tego sportu w Polsce. Może część z Was przypomina sobie, jak to kiedyś było o nim głośno i nawet może oglądaliście zawody, ale to wszystko wydawało się jakieś takie dziwne i bez sensu. Również, nie ma się co oszukiwać, wiele osób za kibiców postrzega raczej grupę jakichś czterdziestoletnich Januszy, którzy narzekają na wszystkich po kolei, jeżeli zawodnik nie odniesie sukcesu. Niestety jest wiele takich ludzi, ale o tym szkoda mówić, zamiast tego skupię się na tym, o co właściwie w tym sporcie chodzi.
Niedawno brałam udział w próbie wytłumaczenia tego nauczycielowi angielskiego z USA, który nie był kompletnie w stanie pojąć, jak to działa. Sam przyznał, że widząc to, zastanawia się, dlaczego oni nie umierają, a wszystkie zasady tego sportu wydają mu się być bezsensowne.
Bo na pierwszy rzut oka, skoki narciarskie nie mają sensu żadnego. Dwie serie zawodów, gdzie kolejno 50 i 30 średnio dwudziesto- czy trzydziestokilkuletnich (ale nie zapominajmy o Noriakim!) debili rozpędza się do prędkości prawie stu kilometrów na godzinę, żeby przez kilka sekund starać się współpracować z wiatrem i na końcu wylądować w mniej lub bardziej estetyczny sposób, za co dostaje się punkty.
Nie ma co kryć – brzmi co najmniej durnie. Aż chce się zadać pytanie - co w tym takiego jest, że ludzie to oglądają?
Jeżeli chcecie w skokach narciarskich szukać logiki i oczekujecie, że wszystko będzie jasne i klarowne – możecie się poddać. Sama idea jest jednym wielkim szaleństwem, a skoczków można nazwać kamikadze, którzy mają nie po kolei w głowie.
Ta dyscyplina jest jedną z najbardziej loteryjnych dyscyplin, jakie istnieją, jeśli nie najbardziej. Oczywiście, od skoczków wymagane jest niesamowicie precyzyjne wyczucie (tysięczne części sekundy decydują o dobrym wybiciu, które jest podstawą do dobrego wyniku), ale mimo wszystko czasem wiatr jest w stanie zepsuć wszystko, czasem nawet całą karierę.
Jednak mimo tego zawodnicy, mimo wyników, nadal wracają na skocznie i walczą z wiatrem, do czasu aż nie uda im się dogadać. Dlaczego?

„Skoki narciarskie to jedna z najkrótszych i najbardziej poruszających przygód. Po 11-12 sekundach – od zjazdu i wybicia na progu do lądowania – jest już po wszystkim. Tylko przez pięć czy sześć sekund ciało ludzkie szybuje w powietrzu. Ale co to są za sekundy! Długie sekundy, przerażające sekundy, euforyczne sekundy. Pewien dziennikarz ujął to kiedyś górnolotnie: >>Upojne jak chłopskie wesele w Bawarii, błogie jak koncert Bacha, niepokojące jak film Hitchcocka<<. My, skoczkowie, jesteśmy jak opętani. Jesteśmy nerwowi. Kochamy te chwile w powietrzu. Oczywiście powinny trwać jak najdłużej, a gdy już wylądujemy, kamień spada nam z serca. Większość z nas nie znajduje słów, by oddać te magiczne momenty, tę fascynację skokami. Można dostrzec ją jedynie w gestach triumfu, w błysku szczęścia w oczach, gdy wszystko dobrze się kończy.”
Cytat z książki Svena Hannawalda „Triumf. Upadek. Powrót do życia”.
Polecam serdecznie, nawet tym, którzy sportem nie są zainteresowani.

Nigdy nie miałam okazji poczuć magii szybowania na nartach (chyba że liczymy wszystkie skoki z muld, po których wywalałam się jak długa na stoku), ale to, co da się zauważyć, patrząc na skoczków, to pasja, miłość do tego sportu i zdetereminowanie, która naprawdę daje im skrzydeł. Przykład?

Daniel Andre Tande ma lęk wysokości, ale mimo to zajął się skokami i osiąga w tej dyscyplinie sukcesy. Wydaje to się być co najmniej szalone, co nie?
Gregor Schlierenzauer przeszedł wypalenie po pełnych sukcesów młodzieńczych latach, ale mimo tego wrócił na skocznie i chce kontynuować swoją karierę, niezależnie od wyników, jakie będzie osiągał.
Noriaki Kasai ma ponad 40 lat i gdy większości zawodników nie było na świecie, on już startował w konkursach Pucharu Świata, ale ani myśli o skończeniu z tą dyscypliną, póki jest w stanie skakać.
Thomas Morgenstern odniósł wypadek, po którym mógł nawet nie wrócić na nogi, ale po miesiącu od zdarzenia wrócił już na skocznię, aby wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich.

Jest to jedynie kilka sportowców, którzy stanowią przykład, dlaczego ta dyscyplina ma w sobie tyle magii i jest tak wyjątkowa. Pasja i miłość do tego sportu, która przejawia się w takich zachowaniach jest niesamowicie inspirująca i sprawia, że chce się po prostu patrzeć, jak ktoś fascynuje się tym, jak poświęca się dla tego, co kocha.
Wydaje mi się, że to, co sprawia, że ta dyscyplina jest tak wyjątkowa, to właśnie jej paradoksalność i nonsens, który można wytłumaczyć tylko szczerą pasją i miłością. To, że mimo takiego niebezpieczeństwa, jakie czycha na zawodników, oni przemagają strach, aby móc poczuć się wolnymi jak ptak, to, że mimo wielu przeciwieństw, nadal wracają na skocznie i kontynuują swoje kariery. Jedynym wytłumaczeniem na to jest miłość do skoków, poświęcenie, determinacja, które właśnie wynikają z tego uczucia, które wszyscy skoczkowie dzielą.
Czym zatem są skoki narciarskie? Chyba najprościej będzie powiedzieć, że jest to przykład pasji i zamiłowania. Chęci do walki, determinacji i poświęcenia, które narodziły się w sercach tych zawodników.
Nie jestem w stanie dokładnie wytłumaczyć, co w tym sporcie takiego jest, ale uczucie, które odczuwają zawodnicy w przestworzach i kibice, widzący to wszystko jest tak silne, że wiąże z tym sportem na zawsze.
I nigdy nie każe żałować.



Dorota Meszka
Czytaj

Polskie święto słodyczy

Po ponad roku oczekiwania przyszedł dzień, który jest jednym z moich ulubionych świąt w Polsce. Tak, to Tłusty Czwartek! Jak co roku, dzisiaj ludzie spędzają dzień stojąc w kolejce po pączki w Michałku jedząc swoje ulubione wyroby, najczęściej słodkie i tak jak mówi nazwa tego dnia – dość tłuste.
Jeśli nie wiecie, ten dzień jest obchodzony jako ostatni czwartek karnawału, kiedy to mamy okazję najeść się dużo (czasem nawet aż za dużo) i pozwolić sobie na kaloryczne szaleństwo przed Wielkim Postem. Co prawda, wiadomo, że teraz w czasie tego okresu nie obowiązuje nas restrekcyjna dieta, ale na szczęście nikt nie pomyślał o zlikwidowaniu wraz z tym dniem Tłustego Czwartku, który został, dzięki czemu przynajmniej ten jeden dzień w roku możemy objadać się naszymi ulubionymi łakociami.
Co ciekawe, zwyczaje „tłustego dnia” istniały już w starożytnym Rzymie, kiedy to jadło się bardzo wiele potraw, jednak nie słodkich. W Polsce zwyczaj ten sięga czasów pogaństwa, kiedy to w ten sposób świętowano nadejście wiosny, szykując wielkie uczty. Zwyczaj jedzenia pączków obowiązuje od XVI wieku, kiedy to pojawiły się pierwsze wersje tego przysmaku, jednak wyglądające i smakujące nieco inaczej niż te obecne – w środku zamiast nadzienia, znajdowały się migdały czy orzechy, potem zaczęto nadziewać je słoniną, aż w końcu zyskały swoją słodką wersję, która przyjęła się najlepiej.
Obecnie Tłusty Czwartek obchodzimy jedząc głównie pączki czy też faworki, zwane chrustem. Opcji przyrządzenia pączków jest naprawdę wiele – mnóstwo nadzień, lukier, cukier puder, posypka, można nawet pokusić się o zjedzenie donutów (ale to mało polskie, pączusie są lepsze), dlatego warto skorzystać z tej okazji – nawet jeżeli kosztuje nas to trochę stania w kolejce, już nie mówiąc o cenie. Na dodatek pewien przesąd głosi, że nie zjedzenie pączka w Tłusty Czwartek grozi pechem na cały rok, więc pamiętajcie!
A Wy? Daliście się porwać słodyczowemu szaleństwu dzisiejszego dnia?
Dorota Meszka

Czytaj

Przejdź na jasna stronę internetu

Jest pierwsza w nocy. Pierwsza? A nie, jednak nie , właściwie to już za kwadrans trzecia. Jak to się stało? Czas w nocy nabiera jakiegoś dziwnego przyspieszenia. Czas spać. Tak, zdecydowanie czas spać. Ale przecież ten filmik na YouTube... nie, nie mogę przestać.


Zanim się orientujesz, właściwie jest już ranek, a Ty umierasz, zastanawiając się, co Cię podkusiło, aby tak zmarnować całą noc. 
Jeżeli taka sytuacja kiedykolwiek Wam się przydarzyła, doskonale wiem, co czujecie. Jeśli nie, w takim razie gratuluję.
Niestety nie znam dobrego sposobu, jak pozbyć się złego nawyku zarywania nocy z powodu szalenie interesujących wideo na YouTube, ale jestem Wam w stanie pomóc, aby czas zmarnowany na tym portalu nie był jednak aż tak zmarnowany.

Jak wszyscy wiemy, na tej stronce da się znaleźć naprawdę wszystko. Ale czy jednak, zamiast szukania końca internetu, nie lepiej dowiedzieć się czegoś, czy nauczyć się naprawdę fajnej rzeczy? Jeśli nie jesteście pewni, odpowiem za was. Tak. Do roboty i czas odkryć naprawdę przydatne rzeczy na YT! Z pomocą przychodzę ja, ale jestem pewna,  że sami znajdziecie równie fajne rzeczy!

1.      Polimaty
Prawdopodobnie nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła od kanału Radka Kotarskiego, który od 4 lat robi popularnonaukowe filmy na YouTube, poruszające naprawdę najróżniejsze zagadnienia. Zastanawialiście się kiedyś, skąd się wzięło Wasze imię? Albo dlaczego pierogi ruskie tak się nazywają, skoro wcale z Rosji nie są? Na takie pytania uzyskacie odpowiedź na kanale Radka.

2.      Vsauce
Tym razem czas na coś anglojęzycznego, ale naprawdę interesującego, więc myślę, że warto. Michael Stevens, bo tak nazywa się twórca tego kanału, porusza praktycznie każdy temat, jaki interesuje jego samego i jego widzów, zarówno poprzez problemy psychologiczne, czy związane ściśle z nauką, ale również robiąc od czasu do czasu filmy o kulturze. Warto zajrzeć!

3.      Na Gałęzi
Znowu polski youtuber, który rozpoczął swoją działalność właściwie dość niedawno, ale (co rzadkie) robi naprawdę fajne rzeczy. Jego kanał poświęcony jest głównie kinematografii, a w swoich materiałach pokazuje między innymi tajniki wykorzystywane w znanych produkcjach, czy też elementy charakterystyczne dla danych reżyserów. Uwierzcie, zaciekawi nawet niezainteresowanych filmem.

4.      TRONICBOX
Dobra, tym razem rzecz ani trochę nie ucząca, ale na pewno ciekawa. Poznajcie faceta, który radiowe hity jest w stanie przemienić w przeboje lat 80. czy też emo ballady w absolutnie najlepszym stylu.

5.      TalkToMeInKorean
Co prawda kanał trafiający w bardzo wąską grupę osób, ale jeśli kiedykolwiek byliście zainteresowani nauką koreańskiego, ten kanał jest dla Was. Zarówno ułatwia naukę języka, jak też pozwala dowiedzieć się przydatnych rzeczy.

6.      Minutephysics
Teraz bardziej coś dla ścisłowców, ale myślę, że tematy takie jak te poruszane na tym kanale każdego mogą zaciekawić. Na dodatek filmy są dość krótkie, przez co mamy wiele czasu na inne rzeczy, jednocześnie dowiadując się wiele nowych rzeczy. Same korzyści, nie?

7.      Arlena Witt
Macie problem z jakimś zagadnieniem z angielskiego? Chcecie poznać mniej formalny język, coś, czego nie nauczycie się w szkole? A może nie wiecie jak wymówić to jedno, konkretne słowo? Z pomocą jest w stanie przyjść ta pani, która nie tylko wyjaśnia wątpliwość, ale jednocześnie przedstawia, jak to wygląda w różnych angielskojęzycznych krajach i co najważniejsze – daje przykłady w piosenkach czy filmach, co jest bardzo przydatne. Naprawdę warto zajrzeć w trakcie nauki angielskiego!

8.      Mówiąc Inaczej
Zarówno język angielski, jak i nasz ojczysty bywa kłopotliwy. W przypadku wątpliwości co do języka polskiego oprócz polonistów można się udać z pytaniem do pana profesora Bralczyka czy Miodka, ale jak się okazuje, na YouTube znajdziemy równie wiarygodne źródło informacji – kanał Pauliny Mikuły. Problemy, które napotyka każdy z nas, wyjaśnia właśnie ta dziewczyna, więc myślę, że warto tam zajrzeć, aby lepiej posługiwać się rodzimym językiem.


Prawdopodobnie znalazłoby się jeszcze kilka innych kanałów, które poleciłabym Wam, ale myślę, że lepiej, jeśli to Wy sami zaczniecie szukać czegoś, na temat, który Was interesuje. YouTube to naprawdę ogromny portal i można znaleźć naprawdę świetne rzeczy – wystarczy tylko chcieć. A potem nawet zarywanie nocy przestaje być taką stratą czasu, jak nam się wydaje (:

Dorota Meszka
Czytaj

Poznaj siebie lepiej, czyli trochę o MBTI

Pewnie każdy z Was niejednokrotnie spotkał się z pewnymi testami, mającymi na celu pokazanie nam, jacy jesteśmy i przyporządkowanie nas do pewnej grupy ludzi, dzielących cechy charakteru czy określone zachowania ze sobą. Niekiedy wynik takich testów może się zgadzać, a inne z kolei mogą zasugerować nam kompletne bzdury.
Czy istnieje zatem test, który pozwoli nam lepiej zrozumieć naszą osobowość?
Pewnie nigdy nie zgadniecie, ale tak!! I to kilka, natomiast dzisiaj chciałabym trochę wyjaśnić działanie jednego z nich, który najczęściej jest określany jako MBTI (skrót od Myers-Briggs Type Indicator). Został on utworzony na podstawie koncepcji Carla Junga, a jego główną ideą jest określenie typu osobowości na podstawie kilku płaszczyzn.
Z pewnością słyszeliście o podziale ludzi na introwertyków i ekstrawertyków, tak samo spotkaliście się też ze stwierdzeniem, że ktoś może iść z głosem serca, lub też twardo stąpa po ziemii... Między innymi MBTI pokazuje, że wszystkie te, używane przez ludzi, stwierdzenia, są prawdą i każdy z nas może zauważyć w sobie samym cząstkę niektórych przyjętych stereotypów.
W takim razie jak właściwie to działa?
Według teorii MBTI, istnieje 16 typów osobowości, które różnicują się pomiędzy sobą na 4 płaszczyznach:
  1. Introwersja a Ekstrawersja (I/E) – skąd czerpiesz energię? Z bycia samemu (introwersja) czy wśród ludzi (ekstrawersja)? Wolisz koncentrować się w życiu na zewnątrz (ekstrawersja), czy skupiać się na tym, co dzieje się wewnątrz Ciebie (introwersja)?
  1. Zmysły (ang. Sensing) a Intuicja (ang. INtuing) (S/N) – skupiasz swoją uwagę na tym, co rzeczywiste i namacalne (zmysły), czy na łączeniu faktów między sobą i własnych odczuciach (intuicja)?

  1. Myślenie (ang. Thinking) a Uczucia (ang. Feeling) (T/F) – w jaki sposób podejmujesz decyzje? Czy „słuchasz głosu serca” i kierujesz się subiektywnymi uczuciami, czy wartościami (Uczucia), czy twoje decyzje są logiczne i sprawiedliwe (Myślenie)?

  1. Osądzanie (ang. Judging) a Obserwacja (ang. Perceiving) (J/P) – wolisz zaplanowany i ułożony sposób życia, podejmując decyzję (Osądzanie), czy wolisz elastyczność i otwartość na nowe plany czy informacje (Obserwacja)?

Opierając się na tych 4 płaszczyznach, jesteśmy w stanie skompletować 16 typów osobowości, a są to:
ESTP
ESFP
ESTJ
ESFJ
ENTP
ENFP
ENTJ
ENFJ
ISTP
ISFP
ISTJ
ISFJ
INTP
INFP
INTJ
INFJ

No dobra, ale czy tak naprawdę każdy z nas jest w stu procentach ekstrawertykiem lub introwertykiem? I czy każdy z nas zawsze kieruje się sercem lub też zawsze rozumem? Oczywiście, że nie. Dlatego na MBTI nie można patrzeć, jako zestawienie jednego wyboru z 4 płaszczyn, a zobaczyć w tym trochę inny mechanizm, do czego zostały użyte funkcje kognitywne, utworzone jeszcze przez pomysłodawcę MBTI, Carla Junga (ang. Cognitive Functions).
Funkcje kognitywne opierają się na 2 i 3 literze MBTI (tj. S/N oraz T/F) i dzielą się na ekstrawertyczne i introwertyczne. Zatem istnieje ich 8:
Se – ekstrawertyczne zmysły/poznanie
Si – introwertyczne zmysły/poznanie
Ne – ekstrawertyczna intuicja
Ni – introwertyczna intuicja
Te – ekstrawertyczne myślenie
Ti – introwertyczne myślenie
Fe – ekstrawertyczne czucie
Fi – introwertyczne czucie
Kolejne literki, które wydają się bez sensu, więc jak to przełożyć na praktykę?
Każdą z tych funkcji charakteryzują określone zachowania i każda z tych funkcji ma pewną specyfikę zachowań, zależnych od tego, na czym się skupia (na przykład Fe różni się od Fi pod kilkoma względami, a powiedzmy Ne ma kilka, charakterystycznych dla siebie zachowań).
U każdego z typów osobowości można wyłonić 4 funkcje, które są ponumerowane kolejnością w zależności od ich ważności, co działa schematycznie i jest łatwe do zrozumienia.
Starałam się to wytłumaczyć, nie wiem czy wyszło, ale cóż. Polecam rozrysowanie sobie schematu dla każdego typu i ćwiczenie na tym, może pójść łatwiej.
Tak naprawdę dopiero znajomość funkcji i kolejności ich występowania w danym typie jest w stanie nam pokazać coś więcej na temat naszego bądź też czyjegoś zachowania. Również każdy z tych typów ma swoje podobieństwa i różnice - oczywiście opierające się również na funkcjach, ale należy pamiętać, że mimo wszystko każdy się różni i nie należy patrzeć zbyt schematycznie na tą teorię, zresztą jak na każde zagadnienie z psychologii.
MBTI jest w stanie pomóc nam w lepszym zrozumieniu działających mechanizmów społecznych, zachowań osób, ich sposobu myślenia i postrzegania świata, a także pozwala nam lepiej poznać siebie samych i zrozumieć to, co jest w nas w środku. Wydaje mi się, że jest to dość płynnie działająca teoria, która mimo że nie określa wszystkiego (i o tym należy pamiętać przede wszystkim), jest jednak w stanie trochę nam pomóc, a przynajmniej mi wydaje się być naprawdę jasna i dość łatwa do zrozumienia.  
Więcej o MBTI i funkcjach kognitywnych można poczytać (co prawda po angielsku, ale naprawdę rzetelnie napisane) na tej stronie. Istnieje również wiele innych stron, gdzie są wyjaśniane różnice między typami, niektóre podobne zachowania osób dzielących swój typ osobowości, a także wiele innych i ciekawych rzeczy, które są w stanie nam ułatwić kontakty z innymi i dzięki nim dowiadujemy się też czegoś więcej na temat nas samych. Zachęcam zatem do wyszukiwania informacji w Internecie, jeżeli ten temat Was zainteresował.
Również gorąco zachęcam do zrobienia tego testu, jeżeli jesteście zainteresowani, który typ osobowości jest Waszym. Test jest po angielsku, ale w porównaniu do polskich wersji i innych angielskich, bierze pod uwagę funkcje kognitywne. Na dodatek, nie narzuca wyniku, jeśli nie jest on stuprocentowo jasny, dlatego wydaje mi się być jednym z lepszych. Polecam!
Dorota Meszka
Czytaj

Ciemniejsza strona fandomu

(Mimo że nie umiem być śmieszna, post ma humorystyczny charakter, więc nie bierzcie wszystkiego na poważnie)

Bycie fangirl czy fanboyem, pomyślicie, to przecież super zabawa! Takie coś, to możliwość poznania ludzi przez internet, poprawienia angielskiego (bo przecież jakoś ich trzeba zrozumieć), czy odkrycia zupełnie nowych rzeczy. Nie można z tym się nie zgodzić – fandom to naprawdę świetna sprawa i niesamowite doświadczenie.
Do czasu.
Jeśli odnosisz wrażenie, że właśnie wchodzisz w ten magiczny świat fangirlingu i jeszcze widzisz wyjście – uciekaj. Byle szybko, bo potem nie ma drogi ucieczki.
Ta grafika obrazuje to dokładnie. Przyswojcie sobie ją dobrze, żeby nie popełnić tego błędu.
Ale dobra, dlaczego warto uciekać?
Wyobraźcie sobie sytuację, że jednak wpadacie w ten wir fangirlingu i tak jak ja trafiacie koniec końców do jednego, bądź też kilku (wersja dla odważnych) fandomów. Tutaj przydałaby się uwaga: nie Wy wybieracie idoli. Idol wybiera Was.
Waszym wybrankiem staje się pewien bardzo miły człowieczek, którego w sumie nie znacie i prawdopodobnie nie będziecie mieli możliwości poznać, ale fascynacja jest silniejsza od Was i ta oto osóbka kradnie Wasze serce szybciej, niż jesteście sobie to w stanie wyobrazić.
Już na początku spotykają Was przeciwności losu, ponieważ nie zawsze trafiacie na milutkie osoby, a jako świeże mięso doświadczone fejmy najczęściej będą chciały Was zjeść, bo nie pamiętacie rozmiaru buta swojego idola. Tak, trafiliście do Mordoru. Biegnij się uczyć, żeby przeżyć.
Prawdopodobnie w Waszej głowie rodzą się wyobrażenia, jakby to było, gdybyście byli z nim bądź też nią w związku, ale hola hola! Nie zapominajcie: jest z Australii. I jest gejem.
Jest gejem z Australii, na dodatek są plotki, że zajętym.
Jest zajętym gejem z Australii i w dodatku 6 lat starszym.
Jest 6 lat starszym zajętym gejem z Australii który nie wie o waszym istnieniu. I na dodatek jest sławny.
Cóż.
Powiedzmy, że racjonalizm bierze górę i jednak przekonujecie siebie, że z tego nic nie będzie. To jednak nie koniec, bo z czasem, gdy poznajecie coraz więcej osób w fandomie i oglądacie coraz więcej materiałów związanych z nim zauważacie tą jedną małą osóbkę, która wydaje się być blisko niego. Bardzo blisko niego.
W tym momencie Wasza głowa znowu zaczyna łączyć drobne fakty ze sobą i w sumie stwierdzacie, że to nie jest takie głupie, aby zacząć ich shipować (shipowanie – łączenie ludzi ze sobą w pary, najczęściej romantyczne; ship – owa para). Nagle okazuje się, że w sumie to inni też ich shipują, a na dodatek piszą fanfiction o nich, tworzą urocze filmy, rysują fanarty... mija trochę czasu, a stają się Waszym OTP (one true pairing – wasz ulubiony ship) i właściwie to stwierdzacie, że po co wam druga połówka, skoro wszystkie Wasze romantyczne uczucia przelewacie na życie tej dwójki, która prawdopodobnie nawet nie jest ze sobą i tak jak w moim przypadku uświadamia to Wam w najgorszym możliwym momencie.
Oczywiście, zawsze jest możliwość, że w Waszym przypadku stanie się cud i unikniecie typowego, fandomowego shipowania. Jeśli tak – gratuluję. Unikacie ciemnego zakątka. Ale! Nie zapominajcie, że Wasz idol ma własne życie, o którym, jako członkowie jego fandomu jesteście zobowiązani wiedzieć.
Wszystko jest super do czasu, kiedy okazuje się, że wybranek Waszego serca jednak nie jest w tej samej strefie czasowej i Wasz zegar biologiczny zaczyna mieć 2 wersje – prowadzę realne życie i prowadzę życie fangirl. Trzymajcie się przy tym pierwszym, bo z drugim nigdy nie dojdziecie do ładu, chyba, że ktoś znajdzie sposób, jak sprawić, żeby czas w Australii, Kalifornii, Korei i Polsce był taki sam.
Weźmy przykład z życia codziennego: mamy 20 ton piasku... (dobra to było nieśmieszne, wybaczcie). Jutro macie sprawdzian z historii i kartkówkę z chemii, a właściwie to już dzisiaj, bo jest pierwsza w nocy. Jednak zostało Wam do przeczytania jeszcze z 10 rozdziałów fanfiction, które prawdopodobnie skończy się tak jak myślciie (spoiler: tak, będą razem), a na dodatek w miejscu gdzie są Wasi idole, jest dopiero osiemnasta, co znaczy, że jeszcze bardzo wiele się może stać. Wspominałam o tym koncercie, który zaczyna się za godzinę?
Każdy człowiek pomyślałby, że rozsądnie będzie pójść spać, ale tutaj mechanizm działa inaczej – w życiu fangirls nie ma miejsca na sen. Lepiej już wybierz, w którym kubku będziesz pił kawę każdego dnia, aby wytrzymać.
Nie lubisz kawy? Masz problem.
Ach, jeszcze jedna kwestia: spotkanie idola. Mało prawdopodobne jest to, że staniecie się najlepszymi przyjaciółmi, będziecie razem chodzić do maka i na spacery, ale wyjazd na koncert i dwuminutowa rozmowa z nim jest całkiem prawdopodobna. Całkiem.
Chyba, że najbliższy koncert jest w Niemczech (a to i tak już świetna perspektywa), a Wy tam nie pojedziecie, z powodów oczywistych.
Co zrobić? Namówić go, aby przyjechał do Polski?
Niestety w większości przypadków to nie działa, dlatego trzeba ruszyć po skuteczne metody – kupowanie płyt i merchu. Wszystko jest super, chyba że musicie płacić za płytę więcej niż za podręczniki (w sumie to po co one komu?) i sprowadzać ją z drugiego końca świata. Wtedy przestaje już być fajnie.
Ale hej, nie traćmy nadziei! Kiedyś przecież na pewno ich wszystkich spotkamy!
Tyle że najbardziej realną perspektywą wydaje się być Sąd Ostateczny.

W tym momencie myślisz sobie, że to czas uciekać. Tak, to zdecydowanie czas uciekać. Ale pamiętaj – wyjście nie istnieje.

Dorota Meszka


Czytaj